Share

cover art for Bronisław Komorowski, były prezydent

Rzeczpospolita Rozmowy

Bronisław Komorowski, były prezydent

- Musi być znaleziona odpowiedź NATO na ciągłe pogróżki rosyjskie o użyciu broni atomowej, szczególnie tej o zasięgu taktycznym - ocenił w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem były prezydent Bronisław Komorowski.


Trwa szczyt NATO w Waszyngtonie. Czy będzie przełomowy dla Ukrainy? - W jakiejś mierze tak, bo NATO jako całość po raz pierwszy podejmuje decyzje o wieloletnim finansowaniu obrony Ukrainy przez tworzenie specjalnego funduszu i to na poziomie kilkudziesięciu miliardów dolarów rocznie - ocenił Bronisław Komorowski. - To jest ogromne zobowiązanie, ale i ogromna szansa Ukrainy zarówno w wymiarze uzbrojenia armii ukraińskiej, jak i ratowania gospodarki ukraińskiej czy energetyki - dodał.


W rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem były prezydent powiedział, że nie ma przełomu jeśli chodzi o użycie przez siły ukraińskie uzbrojenia pochodzenia zachodniego w wojnie z Rosją. - Ograniczenia w dalszym ciągu pozostają. W moim przekonaniu tutaj decyzje polityczne Sojuszu i krajów członkowskich NATO nie nadążają za realną sytuacją na froncie rosyjsko-ukraińskim. Zachód daje uzbrojenie, ale mówi: ale nie wolno wam go użyć przeciw Rosji na terytorium Rosji, która Ukrainę atakuje bez żadnych ograniczeń - zaznaczył.


- Bardzo wolno, ale idzie zmiana. Dwa lata temu mówiono: ani czołgów, ani samolotów, Niemcy hełmy wysyłali, a inni lekkie uzbrojenie, a teraz jest zmiana. Za parę tygodni pojawią się F-16 na niebie ukraińskim. Ale to zmiana zbyt wolna. Tutaj decyzje powinny zapadać o wiele szybciej - kontynuował.


Podczas wizyty prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w Polsce powrócił temat strącania przez Wojsko Polskie nad terytorium Ukrainy rosyjskich rakiet lecących w kierunku Polski. - Taką ideę wysunął swego czasu szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w moich prezydenckich czasach, gen. Koziej. Ja podzielam ten punkt widzenia, że Rosja powinna wiedzieć, że rakiety lecące w stronę granic NATO, w tym wypadku granicy Polski, będą zestrzeliwane bez czekania na to, aż przekroczą granicę i wybuchną - skomentował Bronisław Komorowski.


Rozmówca Jacka Nizinkiewicza zastrzegł, że byłoby to "obarczone pewnym ryzykiem, jak to przyjmie Rosja". Dodał, że rosyjskie rakiety dwukrotnie wlatywały do Polski, a jedna doleciała pod Bydgoszcz. - Więc my mamy argumenty, dla których chcielibyśmy tego rodzaju system działania wprowadzić - ocenił. Komorowski podkreślił, że sprawa musi zostać uzgodniona w ramach NATO, "bo to pomysł, żeby strzelać do rakiet rosyjskich poprzez granicę NATO, czyli granicę polsko-ukraińską".


- Co jeszcze można zrobić? Można dać Ukrainie szansę na lepsze planowanie własnych operacji i rozwoju własnych sił zbrojnych poprzez gwarancję, że będą stałe pieniądze, które mogą pójść w znacznej mierze na zakup amunicji, uzbrojenia - mówił były prezydent.


Bronisław Komorowski powiedział także, że na szczycie NATO w Waszyngtonie brakuje mu dyskusji - która jego zdaniem powinna odbyć się już dawno - o "zmianie strategii Sojuszu Północnoatlantyckiego". Dodał, że jest parę powodów, dla których ta dyskusja powinna mieć miejsce i że nie chodzi tylko o wojnę na Ukrainie.


- Musi być znaleziona odpowiedź NATO na ciągłe pogróżki rosyjskie o użyciu broni atomowej, szczególnie tej o zasięgu taktycznym - ocenił. - Rosja sobie wpisała w doktrynę własną wojenną prawo do pierwszeństwa w użyciu broni jądrowej o wymiarze taktycznym, a Zachód nie ma takiej odpowiedzi na tego rodzaju potencjalne zagrożenie w stopniu wystarczającym. Tu powinna być przemyślana zmiana strategii Sojuszu jako całości - powiedział w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem były prezydent.

More episodes

View all episodes

  • Dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych

    23:11|
     - To były konsultacje na takim poziomie dokładności, możliwości formułowania sądów, uwag do przedstawionych przez rząd propozycji, w jakich nikt dotąd nie uczestniczył - tak o spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem i ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem mówił dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. - Powodem spotkania była krytyka premiera ze strony środowisk mocno zaangażowanych w przywracanie niezależności instytucjom wymiaru sprawiedliwości – relacjonował dr Jacek Kucharczyk.  Jak dodał, „to było spotkanie, z którego większość uczestników wyszła w bardzo dobrych nastrojach, chociaż przychodziła na nie w niezbyt dobrych”. - Katalizatorem tego spotkania był list środowisk prawniczych i obywatelskich w sprawie kontrasygnaty premiera dla neosędziego (Krzysztofa) Wesołowskiego – mówił dr Kucharczyk. Przypomniał, że ta sprawa wzburzyła środowiska, "które przez lata walczyły o praworządność w Polsce i o to, żeby nie uznawać nominacji, dokonanych przez tzw. neo-KRS", którą powszechnie uważa się - zgodnie z wyrokami sądów europejskich – za niekonstytucyjną.   - Dyskusja toczyła się wokół przedstawionych przez ministra (Adama) Bodnara planów naprawiania wymiaru sprawiedliwości, w szczególności dotyczących przyszłości Krajowej Rady Sądownictwa – mówił gość Joanny Ćwiek-Śwideckiej.   To, co ujęło osoby na spotkaniu, to fakt, że trwało ono pięć godzin i każdy mógł się bez ograniczeń wypowiadać. Czasami były to wypowiedzi krytyczne także wobec tych nowych koncepcji. Premier i minister Bodnar byli z nami, słuchali i odpowiadali na pytania. To były konsultacje na takim poziomie dokładności, możliwości formułowania sądów, uwag do przedstawionych przez rząd, w jakich nikt dotąd nie uczestniczył.  Nawet jeśli wiele osób wyszło, mając wątpliwości co do dalszych działań, to wyszliśmy z przekonaniem, że dialog jest zainicjowany i będzie się toczył dalej, że minister Bodnar wie co robi a rząd nie odpuszcza kwestii wymiaru sprawiedliwości i staje na pryncypialnym stanowisku, że te wszystkie nadużycia, z którymi mieliśmy do czynienia przez ostatnie osiem lat, muszą być naprawione.  Jak zaznaczył szef Instytutu Spraw Publicznych, propozycje, przedstawione przez ministra sprawiedliwości miały „pogodzić dwa sprzeczne postulaty”, z jednej strony przedstawiane przez środowiska, walczące o praworządność, by „rozliczyć neo-KRS i osoby, które uczestniczyły w zamachu na praworządność”, z drugiej strony pragmatyczna zasada, że proces rozliczeń i zmian nie powinien doprowadzić do pogorszenia trudnej sytuacji w wymiarze sprawiedliwości. - Warto przypomnieć, że przewlekłe procedury sądowe i sposób działania sądów były jednym z powodów, dla których część opinii publicznej uznała radykalne działania ministra Zbigniewa Ziobry „za jakoś tam uzasadnione”. - Kiedy PiS przychodził do władzy, zadowolenie z funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości było dosyć niskie i to umożliwiło ten frontalny atak na niezależność sądownictwa – powiedział dr Kucharczyk. - Zmiany, które (Zbigniew) Ziobro wprowadzał nic nie dały, a wręcz przeciwnie. Sądy działają dzisiaj jeszcze gorzej, niż działały w 2015 roku. Chodzi o to, żeby naprawiając wymiar sprawiedliwości, przywracając mu niezależność, jednocześnie wprowadzić takie zmiany, by przeciętny obywatel także odczuł poprawę - ocenił dr Kucharczyk.   Jak powiedział, obawą opinii publicznej może być to, że wyroki, które zapadły z udziałem neosędziów, mogą zostać unieważnione. - Minister Bodnar uważa, a wokół tego toczyła się głównie dyskusja, że większość z tych rzeczy da się pogodzić - powiedział prezes ISP.  
  • Prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog

    14:58|
    - Covid w tym momencie nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia publicznego - uważa wirusolog prof. Krzysztof Pyrć.Czy Covid-19 wrócił i jak bardzo jest obecnie groźny? Jacek Nizinkiewicz zapytał o to prof. Krzysztofa Pyrcia, wirusologa z Małopolskiego Centrum Biotechnologii.– Covid nigdy nie zniknął. Jesteśmy w fazie postpandemicznej, pojawił się nowy wariant i fala zakażeń pojawiła się wcześniej, niż tego oczekiwano - odpowiedział.- Fala pojawiła się już latem. Do Polski dotarło to z opóźnieniem, w USA od dłuższego czasu było widać, że liczba zakażeń wzrosła. Na szczęście wzrosła i się ustabilizowała. Obserwujemy wzrost liczby zakażeń na całym świecie, ale obraz kliniczny tych zakażeń nie zmienił się, nie chorujemy ciężej niż pół roku lub rok wcześniej. Mamy do czynienia z łagodniejszym wariantem, a dodatkowo cały świat jest immunizowany przez szczepienia lub przechorowanie – mówił prof. Pyrć.Zdaniem wirusologa obecnie nie ma zagrożenia dla zdrowia publicznego, ale należy pamiętać, że nie oznacza to zagrożenia dla każdego indywidualnie.- Covid w tym momencie nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia publicznego. Zaznaczam, że mówię o zdrowiu publicznym, bo część osób myli te dwie kwestie. To, że covid nie jest już zagrożeniem, to dotyczy zdrowia publicznego, czyli tego, że zamkniemy kraj i świat, wrócą obowiązkowe działania. Covid wyszedł z tej fazy, ale to nie oznacza, że on przestał istnieć i nie powoduje ciężkiej choroby - odpowiedział.- To nie oznacza, że nie powinniśmy o siebie dbać. To oznacza, że wszelkie historie sprzed czterech lat, że wrócą lockdowny to opowieści z mchu i paproci – przekonuje prof. Pyrć.Wirusolog był również pytany o możliwość powrotu do noszenia maseczek. - Mamy dwa rodzaje maseczek. Mamy maseczki materiałowe, które w głównym stopniu stanowią kontrolę źródła. Jeżeli ja jestem chory, to redukujemy ryzyko zakażenia kogoś innego. Traktowanie tego, jak obrona własna, to działanie nadmiarowe - skomentował.- Obecnie, by to miało sens, wszyscy musieliby je nosić i nie widzę, jak by to miało wyglądać. Czy to miałoby sens? Pewnie techniczny by miało, ale musimy pamiętać, że społecznie nie byłoby to akceptowane. To by zatrzymało falę zakażeń, ale by tego nie zatrzymało. Te zakażenia i tak by się pojawiały – mówił prof. Pyrć.- Druga sprawa to osoby z grupy ryzyka, które boją się o swoje zdrowie, boją się, że się zarażą. Gdy idziemy do przychodni, możemy rozważyć taką maseczkę. Nośmy maseczkę wyższej klasy, która nas chroni - dodał.
  • Ryszard Kalisz, członek PKW

    32:38|
    Jeśli PKW nie przyjmie tego sprawozdania za 2023 rok to PiS traci subwencję za całe cztery lata tej kadencji - mówił w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem członek PKW, Ryszard Kalisz.29 sierpnia PKW odrzuciła sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego PiS kwestionując przeznaczenie na kampanię kwoty 3,6 mln złotych. Decyzja oznacza, że PIS straci co najmniej 57,6 mln zł z dotacji i subwencji wypłacanej z budżetu państwa. - Uchwała PKW jest w sprawie odrzucenia sprawozdania pełnomocnika finansowego komitetu wyborczego PiS w wyborach do Sejmu i Senatu 15 października 2023 roku. Konsekwencją tego odrzucenia, zgodnie z Kodeksem wyborczym, jest po pierwsze ograniczenie dotacji – to zwrot za kampanię do parlamentu w 2023 roku – i ograniczenie subwencji. Subwencja to środki finansowe, które każda partia, która przekroczyła 3 proc. w wyborach do Sejmu, otrzymuje od państwa – wyjaśnił Kalisz. - PiS wprowadził na swoją zgubę nowe brzmienie artykułu 149 (Kodeksu wyborczego - red.), że wartość tych nielegalnie przyjętych środków, również równowartość nielegalnie przyjętych niepieniężnie różnych dotacji, ta wartość przepada na rzecz Skarbu Państwa. Czyli PiS jeszcze straci te 3,6 mln zł. Urząd Skarbowy, gdy to postanowienie się uprawomocni, wejdzie na konta pełnomocnika finansowego i będzie egzekwował te 3,6 mln – zapowiedział członek PKW.- Łącznie na dziś PiS straci ponad 54 mln zł. Natomiast my jesteśmy jeszcze przed przyjęciem – na innej już podstawie – finansowego sprawozdania rocznego partii. Jeśli w okresie 66 dni kampanii, od 8 sierpnia do 13 października, uznaliśmy nieprawidłowości na kwotę 3,6 mln zł to trudno przewidywać, że będziemy postępowali wbrew własnej decyzji i uznamy, że w całym roku 2023 wszystko było w porządku – dodał.- Jeśli PKW nie przyjmie tego sprawozdania za 2023 rok to PiS traci subwencję za całe cztery lata tej kadencji – podsumował.Kalisz mówił też, że za odrzuceniem sprawozdania PiS było pięć głosów, trzy były przeciwne, a jeden wstrzymujący. O nieprawidłowościach, których dopuścił się PiS Kalisz mówił, że Prawo i Sprawiedliwość „powinno mieć dużą wdzięczność do członków PKW, również tych wybranych przez członków koalicji demokratycznej”. - Było 69 pikników wojskowych. Ja znalazłem agitację na ośmiu. A w końcu przyjęliśmy tylko dwa, ponieważ inni członkowie PKW mnie przegłosowali, bo stwierdzili, że na pozostałych sześciu to nie było takie wyraźne – mówił. - Podobnie nie zostały zaliczone wszystkie pikniki dotyczące (promowania) 800plus. Tam się pojawiali posłowie, oni się promowali, ale po to, aby się zaliczyć do nieuprawnionych przysporzeń musi być agitacja – wyjaśnił. Czy PiS po tej decyzji stanie się bankrutem?- Ja nie mam wiedzy, ile pieniędzy ma PiS. Ile ma na kontach, ile ma w innych miejscach – a powinna mieć tylko na kontach. To było poza przedmiotem rozstrzygania PKW – odparł.Kalisza pytano też o procedurę odwołania od decyzji PKW, która przewiduje, iż sprawą zajmie się Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, której legitymacja do wydawania orzeczeń jest kwestionowana, ponieważ Izba jest obsadzona wyłącznie przez neosędziów. - W grudniu ostatni raz Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał, że taka Izba nie istnieje, że jest bytem nieistniejącym, w związku z tym siłą rzeczy inne organy władzy publicznej w Polsce, która jest członkiem UE, nie powinny brać pod uwagę orzeczeń bytu, którego nie ma – zauważył. Kalisz przypomniał, że o tym, iż odwołanie rozpatruje ta izba, również zdecydował PiS zmieniając prawo wyborcze. - Na swoją zgubę - ocenił. 
  • Dorota Łoboda, posłanka KO

    18:01|
    W sumie błahy incydent - tak posłanka KO Dorota Łoboda oceniła wulgarne okrzyki uczestników spotkania Campus Polska Przyszłości pod adresem PiS. - Wiele wspaniałych rzeczy dzieje się na Campusie, dużo bardziej wartych rozmowy niż ta wpadka - powiedziała w rozmowie z Joanną Ćwiek-Świdecką.W niedzielę w Olsztynie na organizowanym przez prezydenta Warszawy, wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej Rafała Trzaskowskiego Campusie Polska Przyszłości odbyła się dyskoteka (tzw. silent disco), podczas której młodzi ludzie słuchali piosenki "Jbć Pis" Cypisa. "Pisowcy w...", "j... was, pisowskie śmiecie", "w... z tego kraju" - brzmi utwór. "J... PiS" - skandowali uczestnicy imprezy.Na miejscu byli ministrowie rządu Donalda Tuska (PO) - minister sportu i turystyki Sławomir Nitras (PO) oraz minister do spraw Unii Europejskiej Adam Szłapka (Nowoczesna). Nagranie umieścił w internecie warszawski radny Koalicji Obywatelskiej, Mikołaj Wasiewicz, który później skasował swój wpis.- Mamy poczucie wpadki. Takie wpadki się zdarzają. Cóż, każdy z nas miał kiedyś 19 lat i głupie pomysły przychodziły nam do głowy - skomentowała w środę w rozmowie z Joanną Ćwiek-Świdecką posłanka Koalicji Obywatelskiej Dorota Łoboda. - Rzeczywiście, ten utwór nie powinien się był tam pojawić, ale też nie robiłabym z tego historii, która przykrywa wszystkie dobre rzeczy, które dzieją się na Campusie - zastrzegła.- Młode osoby, które puściły ten utwór myślę, że mają nauczkę i zrozumiały, że czasami zwyczajna głupota może mieć poważne konsekwencje. Takimi konsekwencjami jest to, że od dwóch dni tłumaczymy się z tego, co wydarzyło się podczas silent disco, co było dość w sumie błahym incydentem w kontekście tego wszystkiego, co tutaj się dzieje na Campusie - mówiła posłanka KO.Dorota Łoboda wyraziła pogląd, że incydent z wulgarnym zachowaniem uczestników imprezy, której patronuje Trzaskowski, "przykrywa fantastyczne debaty, fantastyczne panele, aktywność młodych osób, które zadają naprawdę mądre pytania, (...) które chcą brać odpowiedzialność, chcą angażować się w życie publiczne". - Mamy nadzwyczajnych panelistów, świetne warsztaty i oczywiście, że to, co wydarzyło się podczas silent disco było niewłaściwe i nikt temu nie zaprzecza, natomiast to był utwór wybrany przez młode osoby, które uczestniczyły w silent disco - powiedziała. - Zostało im powiedziane, że nie powinny były tego robić i myślę, że powinniśmy wreszcie przestać o tym rozmawiać, bo wiele wspaniałych rzeczy dzieje się tutaj na Campusie, dużo bardziej wartych rozmowy niż akurat ta wpadka - oświadczyła posłanka formacji kierowanej przez Donalda Tuska.Gdy sprawa wulgarnego zachowania uczestników Campusu Polska Przyszłości stała się głośna, Rafał Trzaskowski mówił, że Campus to nie obóz harcerski, zaś Donald Tusk zacytował piosenkę wykonywaną przez Jerzego Stuhra, że "śpiewać każdy może". Czy władze Platformy Obywatelskiej nie nazbyt trywializują to, co się stało? Może jest problem z mową nienawiści? - pytała Joanna Ćwiek-Świdecka. Dorota Łoboda odparła, że "warsztatów o mowie nienawiści, o hejcie naprawdę w programie Campusu jest wiele". - Jest też regulamin Campusu, znany wszystkim uczestniczkom i uczestnikom, i wyraźnie jest tam powiedziane, że wulgaryzmy czy mowa nienawiści, czy obrażanie kogokolwiek jest zakazane na terenie Campusu i w trakcie tej imprezy. To nie jest tak, że my nie próbowaliśmy temu przeciwdziałać czy też, że nie było żadnej reakcji – przekonywała.- Nie chodzi o bagatelizowanie tego, ale przywrócenie właściwej miary. Wydarzyło się coś głupiego, coś złego - powiedziała posłanka KO. Zaznaczyła, że w imprezie na Campusie Polska Przyszłości brali udział dorośli ludzie. - Myślę, że zrozumieli, że to będzie dla nich potężna nauczka - dodała.
  • Anna Maria Żukowska, szefowa klubu Lewicy

    18:48|
    Jeżeli ta decyzja wiąże się z czymś innym, to teoretycznie mogę to zrozumieć, bo są różne ważne rzeczy w państwie. Ale lepiej by było usłyszeć taki komunikat niż ten, że ktoś czegoś nie dopilnował - mówiła Anna Maria Żukowska, szefowa Klubu Lewicy, pytana o decyzję premiera Donalda Tuska o złożeniu kontrasygnaty pod decyzją prezydenta o wyznaczeniu Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego Zgromadzenia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.Anna Maria Żukowska, szefowa Klubu Lewicy, zapytana została w programie Joanny Ćwiek o decyzję premiera Donalda Tuska o złożeniu kontrasygnaty (podpisu) pod decyzją prezydenta o wyznaczeniu Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego Zgromadzenia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Kontrasygnata premiera umożliwiła wyznaczenie Wesołowskiego, który jest tzw. neosędzią, na przewodniczącego zgromadzenia, które ma dokonać wyboru prezesa Izby Cywilnej SN. Decyzja Tuska wywołała niezadowolenie części środowisk sędziowskich, krytycznych wobec reformy wymiaru sprawiedliwości przeprowadzonej przez PiS.- Nie za bardzo wierzę, że to był ludzki błąd, szczególnie, że znam pana ministra (Macieja) Berka. To jest bardzo odpowiedzialna i oddana walce o przywracanie praworządności osoba. Trudno mi to sobie wyobrazić. Nie wiem, co się stało. Wolałabym usłyszeć – jako obywatelka Polski – inny komunikat niż ten, że w takich sprawach się nie czyta tego, co się podpisuje. To zdumiało bardzo wiele osób – powiedziała Anna Maria Żukowska. - Ta decyzja zbulwersowała i środowisko sędziowskie, i osoby, które tworzyły łańcuchy światła w obronie wolnych sądów, kiedy rządziło PiS. Wszystkich tych, którzy mają w sercu wolę przywrócenia prawdziwych rządów prawa w wymiarze sprawiedliwości. To było niezrozumiałe. A – co jest najgorsze w tej sytuacji – tego się nie da odkręcić. Ten podpis legalizuje nielegalnego neosędziego w Sądzie Najwyższym. To jest precedens, który przez stronę PiS i neosędziów będzie wykorzystywany do argumentowania – „dlaczego chcecie weryfikować neosędziów, przecież pan Wesołowski został uznany przez premiera Donalda Tuska”. Ten precedens będzie tworzył kolejne problemy w wymiarze sprawiedliwości. To kolejny krok, który jest błędny. Nie wiem, dlaczego do tej decyzji nie została przywiązana odpowiednia waga. Jeżeli ona rzeczywiście wiąże się z czymś innym, to teoretycznie mogę to zrozumieć, bo są różne rzeczy w państwie, które są ważne. Ale lepiej by było usłyszeć taki komunikat niż ten, że ktoś czegoś nie dopilnował - dodała szefowa Klubu Lewicy. Czy w związku z tą sprawą ktoś powinien stracić stanowisko? - Ostatnio mieliśmy bardzo nieprzyjemną sytuację związaną z ministrem z ramienia Lewicy, panem Ciążyńskim. Popełnił błąd i natychmiast podał się do dymisji. Jeśli ktoś i w tej sytuacji popełnił błąd, to myślę, że reakcja powinna być dokładnie taka sama. Jeżeli sam pan premier przyznał, że błędy się zdarzają, ale trzeba za nie ponosić odpowiedzialność polityczną, to chciałabym zobaczyć, gdzie jest w tym momencie odpowiedzialność polityczna i czyja ona jest - stwierdziła Żukowska. - Ja sobie głęboko w sercu nie życzę dymisji pana Berka, bo w dużej mierze na nim stoi KPRM i wszystkie ustawy, które są przygotowywane, w tym między innymi ustawy dotyczące przywracania praworządności. On ma pełną wiedzę w tej sprawie i porusza się w tej tematyce bardzo swobodnie. Natomiast nie może być podwójnych standardów, jak jest jakiś błąd, to musi być reakcja. To jest poważny błąd, którego się nie da odkręcić. A co by było, gdyby pan premier miał guzik atomowy, jak prezydent USA? W pewnych sytuacjach i instytucjach takie błędy nie mają prawa się wydarzyć - zaznaczyła polityk.
  • Marek Sawicki, poseł PSL

    23:25|
    Jedni pląsają w rytm dyrygentury ojca (Tadeusza) Rydzyka, inni dyrygentury pana (Sławomira) Nitrasa. Pląsać i bawić się można, ale uczestniczyli w tym ministrowie (…) To nie wygląda dobrze. Jak się popełni błąd, to trzeba się do niego przyznać - tak na zdarzenie, do którego doszło podczas spotkania Campus Polska, zareagował poseł PSL, marszałek-senior Marek Sawicki.Gościem programu Joanny Ćwiek był Marek Sawicki, poseł PSL. Polityk zapytany został między innymi o koalicję rządzącą oraz o to, czy może się ona rozpaść. - W tej chwili rząd bardzo intensywnie pracuje nad sklejeniem budżetu na przyszły rok. Nie jest to zadanie łatwe – nie jest łatwo pogodzić różne środowiska polityczne, które tworzą koalicję rządzącą. Te dyskusje liderów miały miejsce w tym i ubiegłym tygodniu, więc mam nadzieję, że do 11 września – kiedy odbędzie się pierwsze po wakacjach posiedzenie Sejmu – rząd będzie gotowy z propozycjami - powiedział Sawicki. Jak Marek Sawicki ocenia koalicję? - Wszyscy wieszczą jej trzeszczenie i rozpad. Ale przyzwyczailiśmy się przez osiem lat do jednomyślności. Zawsze dla Polski i Polaków takie jednomyślności kończyły się źle. Zawsze, kiedy wraca koalicja demokratyczna – kiedy wracają wewnętrzne napięcia i spory o różne sprawy, i przez różne środowiska są wynoszone ich propozycje – wtedy po stronie mediów demokratycznych słyszę zmęczenie i znużenie, jakby znów zatęsknili za tym, że był jeden prezes, jeden sekretarz, jednomyślność w decyzjach – powiedział polityk. - Tak już nie będzie, w tej koalicji przez cztery lata będą spory o wszystko – o gospodarkę, edukację, zdrowie, wojsko. Cały czas będzie to miało miejsce i musimy się do tego przyzwyczaić - zaznaczył. Sawicki mówił także o kwestii aborcji. Jak stwierdził, „nigdy nie była ona problemem politycznym stawianym przez PSL”. - Pan Donald Tusk dziesięć lat temu i rok temu, zawierając koalicję, doskonale wiedział, że w tej sprawie nie ma stanowiska i nie będzie stanowiska PSL-u – powiedział poseł. - Tę wycieczkę na Campusie traktuję jako swoistą wycieczkę człowieka świadomego – i będącego w polityce nie od dziś – w stronę PSL-u. Tusk wie doskonale o tym, że ani nasz status, ani programy wyborcze nigdy w tej sprawie się nie wypowiadały. My – jako posłowie – mamy w sprawie aborcji, w sprawach światopoglądowych, pełną swobodę podejmowania decyzji, głosowania i wypowiadania się. Szukanie stanowiska PSL-u i obciążanie o cokolwiek PSL-u jest zwyczajną wymówką dla własnej nieudolności – ocenił Sawicki. - PSL mówi od lat, że w tej sprawie nie będzie zabierał stanowiska i nikomu łamał kręgosłupów. Pamiętam, jak premier zapowiedział, że na liście PO nie będzie nikogo, kto nie poprze zabijania dzieci nienarodzonych do 12. tygodnia ciąży. U siebie też nie znalazł stuprocentowego poparcia, część kandydatów wyeliminował. Ale my w PSL nigdy nie składaliśmy w tej sprawie obietnicy ani Tuskowi, ani wyborcom. Prosiłbym bardzo, żeby pan premier nie brnął w tym kierunku – zaapelował poseł. Marek Sawicki odniósł się także do sytuacji, która miała miejsce podczas spotkania Campus Polska. W trakcie wydarzenia grupa młodych ludzi brała udział w tzw. silent disco. Na nagraniu, które zamieścił w internecie warszawski radny Koalicji Obywatelskiej, Mikołaj Wasiewicz słychać, jak tłum skanduje „je*** PiS”. Na miejscu obecni byli członkowie rządu – minister sportu Sławomir Nitras i minister ds. europejskich Adam Szłapka.- Jedni pląsają w rytm dyrygentury ojca Rydzyka, inni dyrygentury pana Nitrasa. Pląsać i bawić się można, natomiast jeśli uczestniczą w tym ministrowie i tłumaczą, że to była dyskoteka na słuchawkach i nie słyszeli, ale później jednak okazuje się, że słyszeli, to nie wygląda to dobrze - ocenił poseł PSL. - Zamiast szybko przeprosić i się z tego wycofać, to udają, że nie brali w tym udziału - zaznaczył Marek Sawicki. 
  • Ryszard Petru, poseł Polski 2050

    18:59|
    Chciałbym, żeby inflacja była tak niska, abyśmy nie musieli o tym rozmawiać - mówił Ryszard Petru, ekonomista, poseł Polski 2050, w programie "Rzecz o Polityce".Pytany, czy Polakom grozi powakacyjna inflacja, trzymanie się za portfele i przekonanie, że „za PiS żyło się lepiej”, Ryszard Petru stwierdził, że kilkunastoprocentowa inflacja z czasów Prawa i Sprawiedliwości, Polsce nie grozi, ale kilkuprocentowa na pewno tak.- W sierpniu inflacja będzie prawdopodobnie oscylować wokół 4-5 procent. Nie bagatelizuję jej, to poziom daleko niewystarczający, powinno być około 2-2,5 proc. - uważa ekonomista. Ma to oznaczać, że podwyższone ceny grożą Polakom do końca roku. - Na tle Europy czy świata zachodniego wygląda to słabo, ale w porównaniu z czasami rządów PiS – bardzo dobrze – ocenił Petru. Dodał, że chciałby, aby inflacja w Polsce była na takim poziomie, żeby nie trzeba było o niej rozmawiać. Petru uważa, że wszystko, co się teraz dzieje w polskiej gospodarce, jest pokłosiem decyzji podejmowanych przez PiS i ogłaszanych przez partię Jarosława Kaczyńskiego tarcz. - Wiadomo, że jak tarcze będą wygasać, będzie rosła inflacja. Ale nie tak, jak za czasów PiS – zastrzegł Petru.- Rozpoczyna się nowy sezon polityczny – takie sprawy jak składki zdrowotne czy handlowe niedziele muszą się w nim pojawić - mówił Ryszard Petru w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.Polityk mówił, że w kwestii składek zdrowotnych, które dzielą rządzącą koalicję, powinno się wrócić do składek ryczałtowych, aby nikt nie mógł przy nich manipulować. Niedziele handlowe z kolei są potrzebne.Petru stwierdził, że w komisji po pierwszym czytaniu jest projekt ustawy przywracający handlowe niedziele – pierwszą i ostatnią w miesiącu. Polityk zwrócił uwagę, że nad przedstawicielami innych zawodów które pracują w niedziele, nikt się nie pochyla, a praca w te dni jest pożądana z punktu widzenia producentów i klientów, co rozumiało także PiS, pozostawiając kilka niedziel pracujących w roku. Petru zapowiedział w tej sprawie konsultacje społeczne, ale nie tylko z przedstawicielami związków pracowników handlu, ale też z producenckimi i konsumenckimi. 
  • Dr Mirosław Oczkoś, specjalista ds. wizerunku

    27:29|
    - Rafał Trzaskowski całkiem sprawnie poradził sobie wizerunkowo z kryzysem po załamaniu pogodowym w Warszawie - zauważył dr Mirosław Oczkoś, specjalista ds. marketingu politycznego. Jak dodał, politycy PiS nie rozumieją, że dobrze lub źle wypada się na czyimś tle. Im bardziej oni nasilają atak, tym lepiej postrzegana jest spokojna reakcja prezydenta Warszawy. Ekspert pytany był także o zbliżające się wybory prezydenckie i procedury wyłaniania kandydatów poszczególnych partii.- To stara zasada, jeśli chodzi o budowanie wizerunku. Nie chodzi o to, czy wizerunek jest dobry czy zły, tylko czy jest pożądany, czy niepożądany – zauważył dr Mirosław Oczkoś w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem. - Nic w działaniu prezydenta Trzaskowskiego nie zdarzyło się takiego, co byłoby poza normą. Zrobił to, co należało zrobić, a reszta się rozmywa, rozpłynęła się jak woda, co wsiąkła – mówił. dr Oczkoś.  Pytany o rozpoczynający się Campus Polska, dr Mirosław Oczkoś zauważył, że w jego opinii „cała ta inicjatywa powstała między innymi po to, by wspierać środowisko Rafała Trzaskowskiego” i byłoby błędem, gdyby prezydent Warszawy nie wykorzystał tego wydarzenia w ewentualnej kampanii wyborczej w wyborach prezydenckich. - Ekipa młodych ludzi, którzy w tym uczestniczy to ewidentne wsparcie. Nie wiem, czy wszyscy (uczestnicy) są już wyborcami, ale jakaś część z nich dorosła już - zauważa dr Oczkoś. - Może nie jest to wielka „wyrzutnia”, ale lekkie „działo samobieżne”, przydatne w kampanii wyborczej. Jeśli ktoś stawia zarzut Trzaskowskiemu, to znaczy, że nie rozumie o co chodzi. W normalnych demokracjach takie rzeczy się dzieją i to było dziwne, że do tej pory nic takiego się nie działo – uważa ekspert. Pytany o to, czy Rafał Trzaskowski jest pewnym kandydatem Koalicji Obywatelskiej w wyborach prezydenckich, dr Oczkoś zauważył, że w polityce nic nie jest pewne, „nigdy się nie mówi nigdy i nigdy się nie mówi zawsze”. Zwrócił uwagę na to, że „jedno zdanie z ostatniej wypowiedzi Donalda Tuska jest bardzo interesujące”. Donald Tusk, jak zwrócił uwagę dr Oczkoś, mówił o „kandydatach” w liczbie mnogiej. - Czyli albo w Platformie zarzucono pomysł wewnętrznych wyborów, albo jest tak, że mimo wszystko ciągle Donald Tusk usiłuje utrzymać na takiej „smyczy”, „więzi politycznej” Rafała Trzaskowskiego, by nie był pewny, że to właśnie on zostanie kandydatem – uważa specjalista ds. marketingu politycznego. Pytany o inny scenariusz, według którego Donald Tusk mógłby zostać kandydatem na prezydenta, a kandydatem na premiera – Radosław Sikorski, dr Mirosław Oczkoś odrzekł, że musiałby być powód, by Donald Tusk chciał wystartować w wyborach prezydenckich. - Co musiałoby się zadziać? Sondaże musiałyby pokazać, najdalej w grudniu, że Donald Tusk ma jakieś szanse. Na razie pokazują, że ma mniejsze szanse niż Rafał Trzaskowski. Tusk musiałby wystartować jako kandydat wszystkich czterech ugrupowań, które są w koalicji rządowej. Wtedy to miałoby jakiś sens polityczny – mówił. Dodał, że wtedy propozycja na wejście do rządu w roli premiera, byłaby raczej skierowana w stronę Rafała Trzaskowskiego. Dr Mirosław Oczkoś zauważył, że Radosław Sikorski sam zgłosił się, że chętnie wystartuje w prawyborach. - Jestem sobie w stanie to wyobrazić, że premierem zostaje Radosław Sikorski. Ma na to „papiery”, jest jednym z nielicznych polityków „wagi ciężkiej” również poza Polską, ma do tego świetną żonę, choć w Polsce żony premierów nie są eksponowane – zauważył. - Jeśli puszczamy sobie wodze fantazji, taki scenariusz jest jak najbardziej możliwy – powiedział. Dodał, że Sikorski ma pomysły, jest znany w świecie, ma wyraziste poglądy. Ale - jak dodał - „liderowanie” próbuje cały czas trzymać Rafał Trzaskowski. 
  • Joanna Mucha, wiceminister edukacji

    27:01|
    Polska 2050 przygotowuje się do nowego sezonu politycznego. - Najważniejszą kwestią jest dla nas kwestia składki zdrowotnej – mówiła wiceministra edukacji Joanna Mucha. – Chcemy, żeby została wyeliminowana składka od środków trwałych, żebyśmy nie musieli płacić składki zdrowotnej, sprzedając samochód firmowy - dodała. Opowiedziała również, jak będzie wyglądać zmiana, która obejmie przebywające w Polsce ukraińskie dzieci obowiązkiem szkolnym.Jak wyjaśniła, propozycje Polski 2050 mają dotyczyć również mikroprzedsiębiorców, którzy są obciążeni bardzo wysoką składką zdrowotną. – Na tej grupie bardzo nam zależy, żeby urealnić ich składkę zdrowotną, doprowadzić ją do rozsądnego poziomu – przekonywała w rozmowie z Joanną Ćwiek-Świdecką. - Ta rozmowa cały czas się toczy. Z naszej strony uczestniczą w nich Ryszard Petru i posłanka Ewa Wiśniewska. Naszym priorytetem jest odciążenie mikroprzedsiębiorców. – Jakie to konkretnie będą grupy i jakie konkretnie wartości, tu musimy wesprzeć się aparatem ministerstwa finansów, bo to, co nie zostanie zebrane ze składki zdrowotnej, musi być uzupełnione z budżetu państwa. Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której środków finansowych na zdrowie będzie mniej. Zdajemy sobie sprawę, że to kwestia kilku miliardów złotych. Na taką skalę tej zmiany jest zgoda ze strony ministerstwa finansów. Jestem głęboko przekonana, to moje osobiste przekonanie, że składka zdrowotna powinna być płacona wyraźnie progresywnie, czyli ten, kto zarabia więcej, powinien więcej płacić. Pytana o porozumienie z resortem finansów i z koalicjantami – i sprzeciw Lewicy – Joanna Mucha odpowiedziała, że deklaracja ze strony ministra finansów jest jednoznaczna, że środki na składkę zdrowotną zostaną uzupełnione z budżetu państwa. Jak mówiła wiceministra edukacji w resorcie najważniejszą kwestią jest objęcie od 1 września obowiązkiem edukacyjnym wszystkich dzieci z Ukrainy, które mieszkają w Polsce. -Trzeba będzie monitorować ten proces, wspierać samorządy, nauczycieli, dyrektorów, zaoferować wszelką pomoc dla uczniów polskich i ukraińskich – mówiła.Jak dodała wiceministra Mucha, powołała zespół, „który będzie na bieżąco oceniał cały proces wprowadzania dzieci ukraińskich do polskiej szkoły”. Wyjaśniła też, że ukraińskie dzieci, które trafią do polskich szkół będą się uczyły po polsku, według polskiego programu nauczania. - Tu nastąpił w przestrzeni publicznej jakiś dramatyczny fake news, który trzeba zdementować. Będą uczyły się tego samego, czego uczą się polskie dzieci – mówiła, pytana o wypowiedzi wicemarszałka Piotra Zgorzelskiego z PSL. - Wypowiedzi pana marszałka Zgorzelskiego uważam za nieoparte na prawdzie - dodała. Piotr Zgorzelski stwierdził, że widzi zagrożenie w pakiecie edukacyjnym dla Ukraińców. Mówił o tym, że "nie może być zgody”, aby w programach nauczania ”były treści, które budują tożsamość młodych Ukraińców w oparciu o ideologię banderowską”. - Pan marszałek Zgorzelski po prostu się myli – przekonywała wiceministra edukacji Joanna Mucha. Jak dodała, w Polsce przez dwa i pół roku uczniowie z Ukrainy "uczyli się w ukraińskim systemie online, albo de facto w ogóle się nie uczyli lub uczyli się w szkołach ukraińskich”. - Przez te dwa lata nikt z tej krzyczącej prawicy nie zainteresował się tym, czego uczniowie ukraińscy uczą się w systemie online. W momencie, kiedy kończy się proces nauczania według ukraińskiego systemu, oni rozpętują jakąś histerię - stwierdziła. Jak dodała, "jeśli ktoś próbuje twierdzić, że ukraińskie nauczanie to jest Bandera, to jest niemądry”. - Zejdźmy na poziom merytorycznej rozmowy – napominała gościni Joanny Ćwiek-Śwideckiej. - Każde dziecko ma prawo do to tego, żeby pielęgnować swoja tożsamość. - powiedziała.