Share
Rzeczpospolita Rozmowy
Anna Maria Żukowska, szefowa klubu Lewicy
Jeżeli ta decyzja wiąże się z czymś innym, to teoretycznie mogę to zrozumieć, bo są różne ważne rzeczy w państwie. Ale lepiej by było usłyszeć taki komunikat niż ten, że ktoś czegoś nie dopilnował - mówiła Anna Maria Żukowska, szefowa Klubu Lewicy, pytana o decyzję premiera Donalda Tuska o złożeniu kontrasygnaty pod decyzją prezydenta o wyznaczeniu Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego Zgromadzenia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.
Anna Maria Żukowska, szefowa Klubu Lewicy, zapytana została w programie Joanny Ćwiek o decyzję premiera Donalda Tuska o złożeniu kontrasygnaty (podpisu) pod decyzją prezydenta o wyznaczeniu Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego Zgromadzenia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Kontrasygnata premiera umożliwiła wyznaczenie Wesołowskiego, który jest tzw. neosędzią, na przewodniczącego zgromadzenia, które ma dokonać wyboru prezesa Izby Cywilnej SN. Decyzja Tuska wywołała niezadowolenie części środowisk sędziowskich, krytycznych wobec reformy wymiaru sprawiedliwości przeprowadzonej przez PiS.
- Nie za bardzo wierzę, że to był ludzki błąd, szczególnie, że znam pana ministra (Macieja) Berka. To jest bardzo odpowiedzialna i oddana walce o przywracanie praworządności osoba. Trudno mi to sobie wyobrazić. Nie wiem, co się stało. Wolałabym usłyszeć – jako obywatelka Polski – inny komunikat niż ten, że w takich sprawach się nie czyta tego, co się podpisuje. To zdumiało bardzo wiele osób – powiedziała Anna Maria Żukowska. - Ta decyzja zbulwersowała i środowisko sędziowskie, i osoby, które tworzyły łańcuchy światła w obronie wolnych sądów, kiedy rządziło PiS. Wszystkich tych, którzy mają w sercu wolę przywrócenia prawdziwych rządów prawa w wymiarze sprawiedliwości. To było niezrozumiałe. A – co jest najgorsze w tej sytuacji – tego się nie da odkręcić. Ten podpis legalizuje nielegalnego neosędziego w Sądzie Najwyższym. To jest precedens, który przez stronę PiS i neosędziów będzie wykorzystywany do argumentowania – „dlaczego chcecie weryfikować neosędziów, przecież pan Wesołowski został uznany przez premiera Donalda Tuska”. Ten precedens będzie tworzył kolejne problemy w wymiarze sprawiedliwości. To kolejny krok, który jest błędny. Nie wiem, dlaczego do tej decyzji nie została przywiązana odpowiednia waga. Jeżeli ona rzeczywiście wiąże się z czymś innym, to teoretycznie mogę to zrozumieć, bo są różne rzeczy w państwie, które są ważne. Ale lepiej by było usłyszeć taki komunikat niż ten, że ktoś czegoś nie dopilnował - dodała szefowa Klubu Lewicy.
Czy w związku z tą sprawą ktoś powinien stracić stanowisko? - Ostatnio mieliśmy bardzo nieprzyjemną sytuację związaną z ministrem z ramienia Lewicy, panem Ciążyńskim. Popełnił błąd i natychmiast podał się do dymisji. Jeśli ktoś i w tej sytuacji popełnił błąd, to myślę, że reakcja powinna być dokładnie taka sama. Jeżeli sam pan premier przyznał, że błędy się zdarzają, ale trzeba za nie ponosić odpowiedzialność polityczną, to chciałabym zobaczyć, gdzie jest w tym momencie odpowiedzialność polityczna i czyja ona jest - stwierdziła Żukowska. - Ja sobie głęboko w sercu nie życzę dymisji pana Berka, bo w dużej mierze na nim stoi KPRM i wszystkie ustawy, które są przygotowywane, w tym między innymi ustawy dotyczące przywracania praworządności. On ma pełną wiedzę w tej sprawie i porusza się w tej tematyce bardzo swobodnie. Natomiast nie może być podwójnych standardów, jak jest jakiś błąd, to musi być reakcja. To jest poważny błąd, którego się nie da odkręcić. A co by było, gdyby pan premier miał guzik atomowy, jak prezydent USA? W pewnych sytuacjach i instytucjach takie błędy nie mają prawa się wydarzyć - zaznaczyła polityk.
More episodes
View all episodes
Marcin Ociepa, lider stowarzyszenia OdNowa
20:03|Sytuacja wygląda tak, że jesteśmy ledwie osiem miesięcy od objęcia władzy przez obecny rząd, a mimo to sondaże nie są zbyt korzystne dla gabinetu Donalda Tuska. Jest to rząd rozczarowania - ocenił w porannym programie Michała Kolanki poseł PiS Marcin Ociepa.Gościem porannego programu Michała Kolanki był Marcin Ociepa, poseł klubu PiS i lider Stowarzyszenia OdNowa. Podczas rozmowy polityk poproszony został o podsumowanie roku, jaki minął od wyborów parlamentarnych, wygranych przez koalicję KO, Trzeciej Drogi i Lewicy. Został także zapytany o to, czy podobało mu się cokolwiek, co zrobił obecny rząd. - Ze smutkiem muszę powiedzieć, że nie znajduję takiej rzeczy. Na początku tych rządów starałem się doszukiwać dobrych intencji, między innymi w nominacji Władysława Kosiniaka-Kamysza do MON-u. Myślałem, że to jest jednak ten najbardziej propaństwowy polityk z koalicji 13 grudnia. Ale dziś widzę, że nie zaangażował się w MON. W obronności nie mamy przełomu, mamy jedynie kontynuację. Pojawia się dużo znaków zapytania, jeśli chodzi o Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, bo on nie jest wypełniany. Tu się pali czerwona lampka – ocenił Ociepa. - W pozostałych obszarach jest jedno wielkie rozczarowanie. Jeśli spojrzeć na nową jakość, jakiej oczekiwali wyborcy, jeśli chodzi o politykę kadrową w Spółkach Skarbu Państwa czy gospodarce, to tego nie ma – powiedział Marcin Ociepa. - Pomijam afery, ale nie ma nowej jakości. Mamy tąpnięcie w wartości Spółek Skarbu Państwa. Służba zdrowia – nic, mamy problemy z finansowaniem podstawowych zabiegów zdrowotnych. Obronność – nie mamy żadnych postępów tylko zawieszenie kontraktów zbrojeniowych. W żadnym z tych obszarów nie mamy jakiegokolwiek postępu – wymieniał poseł. Jak stwierdził polityk, „sytuacja wygląda tak, że jesteśmy ledwie osiem miesięcy od objęcia władzy przez obecny rząd, a mimo to sondaże nie są zbyt korzystne dla gabinetu Donalda Tuska”. - Jest to rząd rozczarowania. Zarzucano nam, że jedziemy po bandzie, ale tu mamy kompletną dewastację. Nieuznawanie TK, wyroków SN - stwierdził Ociepa. - Miało być lepiej, my przynajmniej podjęliśmy próbę reformy wymiaru sprawiedliwości. Niestety w wielu obszarach nieudaną. Natomiast nasi następcy dokonali głębokiej dewastacji wymiaru sprawiedliwości - zaznaczył. Zdaniem lidera Stowarzyszenia OdNowa „ani w gospodarce nie mamy postępu, ani w wymiarze sprawiedliwości, ani w służbie zdrowia, ani w obronności”. Po wyborach z 15 października większość w Sejmie zdobyła koalicja KO, Trzeciej Drogi (PSL i Polska 2050) oraz Nowej Lewicy, która dysponuje 248 mandatami. Po nieudanej próbie stworzenia rządu przez PiS prezydent Andrzej Duda dokonał zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska 13 grudnia.Agnieszka Pomaska, posłanka KO
18:48|15 października wygraliśmy wybory dlatego, że ludzie oczekiwali zmiany na lepsze. Oczekiwali też wyższych standardów jeśli chodzi o sprawowanie władzy, o funkcjonowanie ministerstw czy spółek Skarbu Państwa – powiedziała posłanka PO Agnieszka Pomaska w rozmowie z Michałem Kolanką.Posłanka została zapytana m.in. o stan realizacji obietnic Koalicji Obywatelskiej – Mamy głębokie przekonanie, że wiele rzeczy udało się zrobić, ale jeszcze sporo zobowiązań przed nami – powiedziała. – Oczywiście zawsze należy reagować na otaczającą nas rzeczywistość, nikt nie przewidział przecież powodzi. To w ostatnich tygodniach determinowało działalność rządu, ale to nie zwalnia nas z obowiązku wypełniania obietnic wyborczych. Krok po kroku będziemy je realizować i determinacja w realizacji tych zobowiązań jest w każdym z członków Rady Ministrów, ale także w nas – parlamentarzystach – dodała.Odniosła się także do sprawy rozliczania obietnic wyborczych. – Wygraliśmy wybory 15 października dlatego, że ludzie oczekiwali zmiany na lepsze – stwierdziła. – Oczekiwali też wyższych standardów jeśli chodzi o sprawowanie władzy, o funkcjonowanie ministerstw czy spółek Skarbu Państwa. Dzisiaj mamy takie poczucie, że z jednej strony rzeczywiście – wyborcy bardzo patrzą nam na ręce, tych wysokich standardów oczekują, ale z drugiej strony wiemy że to jest słuszne, choć to nie jest łatwe. Wiemy że będziemy oceniani przez naszych wyborców bardzo surowo Ale z drugiej strony, przecież zawsze jest tak, że władzy powinno się patrzeć na ręce, od władzy powinno się oczekiwać, od partii rządzącej powinno się oczekiwać tego, że będzie te najwyższe standardy wypełniała. To jest bardzo poważne wyzwanie ale my się nie boimy – zapewniła.Dodała, że jej ugrupowanie z pokorą podchodzi do każdych wyborów. – Nic nie jest przesądzone – uznała – Ostatnie wybory, jakie wygraliśmy to te 15 października. Żadne kolejne wybory nie były nam dane. To wymaga dobrego przygotowania, ciężkiej pracy nie tylko ze strony kandydata, ale całego całego jego zaplecza. Jestem spokojna o te przygotowania, ale o wynik wyborów już nie. Widzimy bardzo dużą polaryzację, widzimy, że nasi przeciwnicy polityczni – Jarosław Kaczyński jego ekipa – będą stosować chwyty poniżej pasa. A będą obłudni i zakłamani, bo to w ostatnim czasie pokazują. A przecież pamiętamy poprzednią kampanię wyborczą, gdzie przy wykorzystywaniu pieniędzy publicznej, przy wykorzystywaniu tzw. mediów publicznych wypaczono wynik wyborów – przypomniała. Jej zdaniem kampania prezydencka będzie inna niż poprzednie i wiele rzeczy wyjdzie w jej trakcie. – W poprzedniej prezydent Duda czuł oddech Rafała Trzaskowskiego na plecach, wiedział, że może przegrać tamte wybory, ale miał po swojej stronie partię rządzącą, która nie szczędziła sił i środków, by mu pomóc – powiedziała. – Nie mam wątpliwości, że wynik tamtych wyborów był wypaczony. Mamy poczucie, że przywracamy ład i porządek w Polsce, także jeśli chodzi o demokratyczne prawidła, jakie powinny działać w kampanii wyborczej – dodała.Potwierdziła też, że Rafał Trzaskowski jest naturalnym kandydatem Koalicji Obywatelskiej na urząd Prezydenta RP. – Myślę że ogłoszenie tej kandydatury będzie niedługo – zapowiedziała. – Dzisiaj natomiast każdy może się ubiegać o status kandydata, to jest naturalne. Taka wewnętrzna rywalizacja nigdy nam nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie – była naszą siłą, wzmocnieniem. Nie można nikomu odbierać prawa do ambicji, ale mam takie przekonanie, patrząc na sondaże, że Rafał Trzaskowski jest naturalnym kandydatem na prezydenta – powtórzyła.\Prof. Rafał Chwedoruk, politolog
32:37|Jakie były największe sukcesy i porażki koalicji rządowej pod kierownictwem Donalda Tuska? Rok rządu w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem podsumował prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.15 października mija rok od wyborów parlamentarnych, które doprowadziły do zmiany władzy i utworzenia rządu Donalda Tuska. Jaki jest jego bilans? Rok rządów koalicji składającej się z KO, Trzeciej Drogi i Lewicy w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem ocenił prof. Rafał Chwedoruk.– Bilans prawie każdego rządu jest ambiwalentny. Nie inaczej jest w tym wypadku. Patrząc z perspektywy tego, co dla każdego polityka jest najważniejsze, czyli politycznej skuteczności, to ten bilans jest lepszy niż gorszy. PO jako największa partia koalicji rządzącej umocniła swoje notowania. To się dokonało w różnym stopniu kosztem obu koalicjantów. Notowania rządu nie przybrały krytycznego dla jego bytności charakteru. Trzeba pamiętać o kluczowym determinancie istnienia tego rządu, a to wiązało się z odsunięciem Prawa i Sprawiedliwości od władzy. W powszechnej świadomości to odsunięcie ma charakter trwały. Rozliczenia, o których efektywności można dyskutować, przynajmniej w rozmiarze symbolicznym, mają miejsce. PiS pozostał na poziomie poparcia takim, jak w ostatnich wyborach, czyli niedającym żadnych szans na wynik z 2019 roku – mówił politolog.Prof. Chwedoruk pytany o ocenę, jaką wystawiłby rządowi Donalda Tuska, odpowiedział, że ocena dawałaby bezproblemową promocję do następnej klasy, ale „ze świadomością nauczyciela, że uczeń jest zdolny, ale nie jest przesadnie pracowity i nader wszystko jest dość chaotyczny". - Byłoby to między 3+ a 4- - zaznaczył.Politolog mówiąc o sukcesach obecnego rządu w pierwszej kolejności wskazał na poprawę pozycji Polski w Europie. - Zwłaszcza jeśli chodzi o relacje między Polską a UE i państwami Europy Zachodniej, to może nie jest idealnie, ale na pewno polskiej dyplomacji jest łatwiej, niż było to poprzednio. Także na niwie nasilających się w Polsce sporów kulturowych, drobne rzeczy, które w skali makro nie przyciągają uwagi opinii publicznej na dłużej, jak likwidacji dziwacznego przedmiotu jak HiT, też może być zapisana do sukcesów. Dopisać też można względną stabilność finansów państwa w bardzo trudnym makroekonomicznym otoczeniu. Na konto sukcesów zapisałbym też coś, co może dla niektórych polityków partii rządzącej być nie do końca wygodne, czyli mówienie o relacjach z Ukrainą tak, jak robią to wszyscy. W kategoriach interesu i wzajemności, a nie w kategoriach posłannictwa. Dotyczy to zarówno relacji ekonomicznych, jak i historycznych – mówił prof. Chwedoruk. Gość programu wskazał również na porażki rządu Donalda Tuska. - Oczywistym czynnikiem jest kwestia aborcji, choć ona nie zależy od samej Rady Ministrów, ale będzie ten rząd pośrednio obciążać. Ta sprawa była jedną z inspiracji dla niestandardowej mobilizacji różnych grup społecznych, jak najmłodsi wyborcy, których trudno zmobilizować. Można także dyskutować o różnych cząstkowych aspektach, czy niektóre zapowiedzi i działania nie są związane z aktywnością różnych grup nacisku. Wystarczy przyjrzeć się temu, co dzieje się wokół ogródków działkowych. Rząd powinien być tym podmiotem, który szybciej wysyła sygnały pokazujące granice różnych aktywności. Również przedłużające się rozmowy dotyczące mieszkalnictwa są całkowicie wyzbyte strategicznego horyzontu związanego z problemami demograficznymi, które nas wkrótce czekają. To może pokazywać części wyborów, że chaos jest dużo większy, niż rzeczywiście ma miejsce - wymienił.Bartosz Romowicz, poseł Polski 2050
26:46|Sojusz Polski 2050 z PSL był bardzo mądry, taktyczny i przemyślany. Zrobiliśmy coś, co się w polskiej polityce przez wiele lat nie udawało – weszliśmy jako alternatywa dla PO i PiS. PSL wniósł swoje doświadczenie, a Polska 2050 świeżość. To się uzupełniało - powiedział w rozmowie z Joanną Ćwiek poseł Polski 2050 Bartosz Romowicz.Gościem porannego programu Joanny Ćwiek był Bartosz Romowicz, poseł Polski 2050. Podczas rozmowy polityk został zapytany między innymi o słowa Szymona Hołowni. - Musimy przeprosić i powiedzieć: "nie wszystko się udało, nie wszystko dowieźliśmy" - mówił podczas konwencji Polski 2050 marszałek Sejmu. - Jeżeli polityk popełnia błędy, to powinien się do tego przyznawać. Przez wiele lat byłem burmistrzem w Ustrzykach Dolnych i gdyby mieszkańcy mnie zapytali, czy są decyzje, których żałuję, to bym powiedział: tak, są takie decyzje. Czy jestem w stanie za nie przeprosić? Tak, nie mam z tym żadnego problemu - powiedział Bartosz Romowicz. - Próbujemy udawać, że politycy są nieomylni, ale to tylko ludzie, którzy popełniają błędy. Jeśli jakiegoś ze zobowiązań nie dowieźliśmy, to musimy zrobić wszystko, żeby je dowieźć i wyborcom powiedzieć: przepraszamy, postaramy się, żeby to było zrobione jak najszybciej. Jak najbardziej pana marszałka rozumiem – tym bardziej, że mamy w tej koalicji granice tego, co my chcemy zrobić. I będziemy tego bronić do samego końca - zaznaczył. Czy to był dobry rok dla Polski 2050? - Wielu zakładało, że w ciągu roku od wyborów parlamentarnych różnie będzie. Rozczarowali się. Wszyscy mówili, że podzielimy los Nowoczesnej, Palikota, Kukiza i paru innych. A okazuje się, że tak nie jest i że mamy się bardzo dobrze, atmosfera w klubie jest bardzo dobra – stwierdził poseł. - To jest taka trochę nowość w polityce, ale my naprawdę jako politycy o wszystkich tematach rozmawiamy i wypracowujemy wspólne stanowiska. Czasami się nawet kłócimy, ale dochodzimy do porozumienia i wychodzimy z tego jako drużyna. Inną rzeczą jest to, że naprawdę się lubimy – mamy ekipę fajnych ludzi, spędzamy razem czas poza posiedzeniami i jest to wartość dodana – dodał. - Mamy 32-osobowy klub, to trochę łatwiejsze niż być w klubie 150-osobowym, w którym czasem jeden poseł nie zna drugiego. My się znamy i dzięki temu jest dobra atmosfera, a w dobrej atmosferze robi się dobre rzeczy. To raczej niespotykana rzecz w polityce, ale u nas jest – zaznaczył. - Koalicja trwa i będzie trwała. Sojusz z PSL był sojuszem bardzo mądrym, taktycznym i przemyślanym. Zrobiliśmy coś, co się w polskiej polityce przez wiele lat nie udawało – weszliśmy jako alternatywa dla PO i PiS. PSL wniósł swoje doświadczenie, my wnieśliśmy swoją świeżość, my zagospodarowaliśmy elektrorat miejski, a PSL – wiejski. To się uzupełniało. Mamy różnice poglądowe, ale o to chodzi, że – jak mówi marszałek Hołownia – można się pięknie różnić i można do porozumienia dochodzić. Dzisiaj dla polskiej polityki jest to, że jest Trzecia Droga, bo bez Trzeciej Drogi nie byłoby tej koalicji - powiedział polityk. Czy projekt Trzecia Droga się wypalił? - Zawsze powtarzam, że to jest tylko koalicja, a nawet w małżeństwie zdarzają się problemy. Nie wypalił się ten format – bardzo dużo daje to, że nasi liderzy się bardzo lubią. Dużo ze sobą rozmawiają i znaleźli nić porozumienia. Dwóch sprawnych polityków młodego pokolenia na ważnych funkcjach publicznych to jest niespotykane, bo dotychczas w historii tego nie było – podkreślił Romowicz. - Nie dziwię się, że niektórzy próbują to torpedować, bo jeśli pomysł Trzeciej Drogi utrzymamy do końca kadencji i zrealizujemy nasze postulaty, to ludzie zobaczą, że jest na polskiej scenie politycznej miejsce między PO a PiS – dodał. - Rozumiem naszych koalicjantów i opozycję, że torpedują nasz projekt, bo zakładają, że się rozpadniemy i rozejdziemy się po tych dwóch największych siłach politycznych – zaznaczył poseł.Dr Mirosław Oczkoś, specjalista ds. wizerunku
26:47|Łatwej odpowiedzi nie ma. Nie ma porażki. Jeśli nie ma porażki, no to jest sukces, ale czy jest pełen sukces? No nie, to nie jest pełen sukces - tak ekspert ds. wizerunku odpowiedział na pytanie o zbliżającą się rocznicę wyborów parlamentarnych. Pytany o możliwe scenariusze po wyborach prezydenckich odrzekł, że będą "gwoździem do politycznej trumny" i zakończą polityczną karierę - albo Jarosława Kaczyńskiego, albo Donalda Tuska.Dr Mirosław Oczkoś mówił w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem, że „nadal uważa, że rządy zostały objęte, ale władza nie została do końca odbita od poprzedników, którzy zostawili dużo pól minowych”. - Jeżeli mielibyśmy mówić w skali od zera do dziesięciu to powiedziałbym: sześć, siedem na plus – stwierdził. Na pytanie o sukcesy rządu ekspert wymownie udał, że się zastanawia. - Może to, że trwają w ogóle. Największym sukcesem wydaje się wykreowanie nowego polityka, Adama Bodnara, który dotąd nie był politykiem. Nie wiem, na ile była to decyzja bardzo przemyślana, mało przemyślania, średnio przemyślana, zawsze jest jakieś ryzyko. Wydaje się, że Adam Bodnar sprawdza się w tym, Jest najczęściej atakowanym politykiem, poza Donaldem Tuskiem, oczywiście – zauważył dr Oczkoś. Jak dodał, każdy rząd jest oceniany przez jakieś wydarzenia – w przypadku tego rządu, zdaniem eksperta, będzie to powódź. - To jest w miarę obiektywny miernik. Na pewno powódź nie zatopiła Donalda Tuska, dawno nie był na pierwszym miejscu rankingów zaufania – zauważył ekspert. - To, że nie dotrzymano takich obietnic jak związki partnerskie czy depenalizacja aborcji to jest bardzo duży minus – dodał. - Wszystko determinuje termin wyścigu wyborczego do prezydentury – zauważył dr Mirosław Oczkoś. W odpowiedzi na pytanie o to, czy Donald Tusk mógłby być kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta, gość programu odrzekł, że „w polityce nigdy się nie mówi 'nigdy' i nigdy się nie mówi 'zawsze'”. - Wydaje się to w tej chwili nieprawdopodobne, choćby po samych deklaracjach. Donald Tusk musiałby pogryźć własny język, ale już nie takie rzeczy się w polityce zdarzały. W polityce jest tak, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Albo jest to reaktywne, albo kreatywne. Widać, że Prawo i Sprawiedliwość próbuje przejść do jakiejś kreacji, bo to co robi reaktywnie, nie poszerza elektoratu. Widać na co postawiło Prawo i Sprawiedliwość, na „chaos plus” jak tylko się da. Natomiast Donald Tusk jeśli znajdzie się w takiej sytuacji, że chaos będzie się powiększał, może powiedzieć: nie mam wyjścia, muszę wystartować - stwierdził dr Mirosław Oczkoś. Zwrócił uwagę, że „nie ma takiego kandydata na premiera (ewentualnego następcę Donalda Tuska – przyp. red.), który mógłby to wszystko utrzymać w ryzach”.Pytany o możliwego kandydata na prezydenta po stronie Prawa i Sprawiedliwości i spekulacje, że mógłby nim zostać prezes IPN Karol Nawrocki, dr Oczkoś powiedział, że „pozwoli sobie posłużyć się (...) czuciem i wiarą”. - Nie wierzę w kandydaturę Nawrockiego. Kaczyński nie ma czasu na budowanie „Dudy 2.0” (...), ponieważ są zupełnie inne okoliczności. Myślę, że Nawrocki czy Tobiasz Bocheński, czy pan (Marcin) Przydacz (b. wiceszef MSZ, szef BBN – przyp. red.) to są zgrane karty. Kaczyński będzie się musiał oprzeć na kimś, komu bardzo ufa – powiedział, przywołując wcześniej nazwisko Mariusza Błaszczaka. - Pamiętajmy, że nie odpuścił jeszcze były premier (Mateusz) Morawiecki – zauważył dr Oczkoś. - Zbliżający się kongres (w Przysusze – przyp. red.) będzie swoistym polem walki między paroma frakcjami w Prawie i Sprawiedliwości. Wydaje się, że Kaczyński nie rozgrywa, tylko jest rozgrywany, chociaż zrobią wszystko, żeby miał poczucie, że to on wyznaczy kandydata – analizował.Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej
22:45|Kończy się okres ochronny dla samorządowców. Z naszych obserwacji wynika, że ta kadencja samorządowa może się różnić od poprzednich – referendów odwoławczych może być zdecydowanie więcej niż w poprzedniej kadencji. Wiele z tych referendów może się okazać skutecznych - mówi Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej.Gościem porannego programu Michała Kolanki był Łukasz Pawłowski, prezes firmy badawczej OGB. Ekspert zapytany został między innymi o to, co w najbliższym czasie czeka prezydentów miast oraz czy mają oni powody do obaw. - Moim zdaniem zbliża się bardzo ważny moment dla samorządowców. To okres, w którym prezydentom miast nie można organizować referendum po wyborach, on się powoli kończy – wskazał Pawłowski. - Z naszych obserwacji wynika, że ta kadencja samorządowa może się różnić od poprzednich, dlatego, że tych referendów odwoławczych może być zdecydowanie więcej niż w poprzedniej kadencji. Musimy pamiętać, że ostatnie skuteczne referendum odbyło się w Rybniku wiele lat temu. Ta instytucja była trochę nieużywana przez mieszkańców. Ostatnie wybory samorządowe – a szczególnie niska frekwencja – naszym zdaniem powodują, że możemy się spodziewać w tej kadencji wielu referendów i wiele z nich może się okazać skutecznych – zaznaczył. - Kluczowa jest kwestia drugiej tury wyborów. W drugiej turze zazwyczaj frekwencja jest niższa niż w pierwszej, dlatego są miasta prezydenckie na prawach powiatów, gdzie drugie tury się odbyły. Kluczowe jest to, że żeby referendum było ważne, musi wziąć w nim udział 3/5 osób, które wzięły udział w wyborze danego prezydenta. Jeżeli wybór był w pierwszej turze, to liczymy 3/5 głosów z pierwszej tury, a jeżeli w drugiej – to z drugiej - wyjaśniał ekspert. Weźmy przykład Gliwic – żeby w poprzedniej kadencji referendum było ważne, trzeba było mieć 42 tys. głosów. 42 tys. mieszkańców Gliwic musiało wziąć udział w takim referendum. Teraz jest to proc. 30 tysięcy, czyli mamy o 12 tysięcy mniejszy próg do tego, żeby to referendum było ważne. Było 30 proc., teraz jest potrzebne 22 - powiedział prezes firmy badawczej OGB. - Dlaczego to jest tak bardzo ważne? Dlatego, że prezydenci do tej pory bronili się w sposób taki, że namawiali wyborców, żeby na referendum nie szli. Te progi były na tyle wysokie, że ta strategia była skuteczna. Teraz – kiedy te progi są tak niskie – łamie się ta główna bariera, która pozwalała prezydentom miast ograniczać udział mieszkańców w takim referendum. Dzisiaj jest to bardzo ryzykowne - dodał. - W Gliwicach jest to 30 tysięcy głosów. Zobaczmy – w wyborach do Sejmu – ile to jest wyborców PiS-u i Konfederacji. To 25 tys. wyborców PiS-u i 6 tysięcy wyborców Konfederacji. Sami wyborcy PiS-u i Konfederacji są więc w stanie zrobić frekwencję w takim referendum odwoławczym, co jest nie bez znaczenia, choćby z tego względu, że miastem rządzi prezydent z KO - podkreślił. Jak powiedział Łukasz Pawłowski, „są trzy ważne argumenty, dla których w danym mieście mogłoby się odbyć referendum odwoławcze w tej kadencji”. - Po pierwsze jest to niższa frekwencja, po drugie dużo większa szansa na referendum jest wtedy, kiedy wynik był wyrównany. Trzeci argument to to, że jeśli miastem rządzi polityk KO, to takie referendum może być częścią polityki ogólnopolskiej - stwierdził. Na liście miast, gdzie mogłoby odbyć się referendum jest między innymi Kraków i Wrocław. - Wrocław jest w czubie miast, gdzie może dojść do referendum, bo spełnia trzy warunki, o których mówiłem. Niski próg do referendum – w poprzedniej kadencji, żeby referendum było ważne, potrzeba było 150 tysięcy głosów.Anna Górska, senator Lewicy
26:52|Jedyną osobą, która poniosła konsekwencje w związku z aferą tzw. alkotubek, jest dyrektor Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, dr Piotr Jabłoński, który ma ogromne zasługi na polu walki z rosnącym alkoholizmem w Polsce. Mam wrażenie, że ktoś inny zawinił, a ktoś inny ponosi konsekwencje - powiedziała w programie Joanny Ćwiek senatorka Lewicy Anna Górska.W ostatnim czasie ogromne kontrowersje wzbudziła sprawa plastikowych alkoubek. Choć do złudzenia przypominały one opakowania na musy owocowe dla dzieci, w środku znajdował się owocowy likier. Sprawa ich sprzedaży stała się tak głośna, że premier Donald Tusk zapowiedział znalezienie metody, która pozwoli „zablokować proceder związany z alkoholowymi saszetkami”. Do sprawy odniosła się także minister zdrowia Izabela Leszczyna, która zaznaczyła między innymi, że będą przeprowadzane kontrole wieku przy sprzedaży alkoholu. Podczas porannego programu Joanny Ćwiek senatorka Lewicy Anna Górska zapytana została, czy uspokoiły ją te deklaracje.- Przeraziły mnie te deklaracje, bo to świadczy o tym, że minister Leszczyna ma bardzo słabą wiedzę na temat tego, jak funkcjonuje sprzedaż alkoholu w Polsce – powiedziała Górska. - Jest obowiązek ustalić wiek osoby, co do której pełnoletności nie jest się pewnym. Proszę wierzyć, że w wielu sklepach sprzedawcy to robią. Takie są przepisy, minister Leszczyna nie wymyśliła Ameryki. Tych przepisów należy przestrzegać i sprawdzać, czy sklepy ich przestrzegają. Inspekcje handlowe powinny na to bacznie zwrócić uwagę - zaznaczyła. - Wydaje mi się, że do tej pory było to kontrolowane. Jeśli sprzedawca sprzeda alkohol osobie nieletniej, nierzadko są odbierane koncesje na alkohol – dodała. Górska poinformowała, że „złożyła dwa oświadczenia senatorskie”. - Jedno było do Ministerstwa Finansów i dotyczyło tego, jak przebiegał proces udzielenia akcyzy producentowi alkotubek. To nie jest tak, że ktoś może sobie wypuścić alkohol na rynek – trzeba uzyskać tzw. akcyzę, czyli pozwolenie z Ministerstwa Finansów na sprzedaż takiego produktu i zobowiązanie, że będzie się odprowadzało podatek akcyzowy – zauważyła senatorka Lewicy. - Pytam w tym oświadczeniu jakie zostały podjęte działania – czy ministerstwo się konsultowało w tej sprawie, w jakim trybie, w jaki sposób, jakie otrzymało odpowiedzi od Ministerstwa Zdrowia w zakresie tego, czy ten produkt spełnia wymogi, będzie bezpieczny i czy nie będzie wprowadzał w błąd – dodała. - Bo, żeby było jasne, Ministerstwo Zdrowia nie wydaje żadnych pozwoleń na sprzedaż wyrobów alkoholowych czy tytoniowych. Jedynym resortem, które takie pozwolenia wydaje, jest Ministerstwo Finansów – zaznaczyła Górska. Drugie pytanie Anna Górska skierowała natomiast do Izabeli Leszczyny. Minister zdrowia przyjęła bowiem w środę rezygnację Piotra Jabłońskiego – dyrektora Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom (KCPU) i odwołała go z zajmowanego stanowiska. Dymisja miała właśnie związek ze sprawą tzw. alkotubek.- Dowiedzieliśmy się, że jedyną osobą, która poniosła konsekwencje za to, ze ta sytuacja miała miejsce, był dyrektor Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, pan dr Piotr Jabłoński. Całe środowisko lekarskie otworzyło oczy ze zdumienia, bo pan Jabłoński jest jedną z osób, która ma naprawdę ogromne zasługi na polu walki z rosnącym alkoholizmem w Polsce - powiedziała Górska. - On poniósł za to konsekwencje i chciałam dowiedzieć się dlaczego. Poprosiłam o udostępnienie mi dokumentacji, bo mam nieodparte wrażenie, że – jak to często w takich przypadkach bywa – ktoś inny zawinił, a ktoś inny ponosi konsekwencje - zaznaczyła senatorka.Jacek Bartmiński, wiceminister aktywów państwowych
18:06|Szanse na odzyskanie nieprawidłowo wydanych pieniędzy są bardzo niewielkie – przyznał w rozmowie z Joanną Ćwiek wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński, mówiąc o rozliczeniach w Spółkach Skarbu Państwa. - Jeżeli ktoś wydaje nieprawidłowo na przykład 18 milionów złotych, to szanse, że uda się to odzyskać, są mizerne. Pozostaje kwestia przywrócenia elementarnego poczucia sprawiedliwości, ukarania odpowiedzialnych za to osób - dodał.Jak powiedział gość porannego programu Joanny Ćwiek, wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński, „Polska 2050 od samego początku istnienia mówiła o tym, że politykę trzeba uprawiać w sposób uczciwy”. - I to jest możliwe. Pan marszałek Szymon Hołownia podczas kampanii wyraźnie powiedział, że do polityki nie idzie się po stołki – stołki to są w IKEI, a w polityce jest ciężka praca – zaznaczył polityk. - Jako wiceminister aktywów państwowych jeszcze w styczniu zaproponowałem zmianę ustawy o zasadach nadzoru nad mieniem państwowym. To był taki czas, że zajęliśmy się porządkowaniem spółek, więc temat nie został szybko podjęty – powiedział Bartmiński. - Jako klub złożyliśmy projekt ustawy o naprawie ładu korporacyjnego – projekt, który jest w tej chwili w podkomisji sejmowej u pana posła Komarewicza z naszego ugrupowania. Nad tym projektem teraz pracujemy – dodał. - Projekt został złożony w lutym albo w marcu, przeszedł przez komisję, a później trafił do specjalnej podkomisji. Były wątpliwości co do konstytucyjności niektórych rozwiązań, ale uzyskaliśmy opinie z biur analiz sejmowych potwierdzającą prawidłowość prawie wszystkich naszych propozycji. Mam nadzieję, że ten projekt szybko ujrzy światło dzienne – zwłaszcza w obecnej sytuacji – zaznaczył polityk. Jak wyjaśniał Bartmiński, „ten projekt nie jest w zamrażarce”. - Nie jest to decyzja pana marszałka Hołowni. Jest to pewien brak zapału do pracy ze strony wszystkich posłów. Mówimy tu o posłach koalicji, ale też o posłach opozycji, bo to dotyczy wszystkich spółek skarbu państwa. Skarb państwa nie powinien być polityczny, powinien być merytoryczny - podkreślił wiceminister. - Do tej pory byliśmy zajęci porządkowaniem tych zgliszcz, które zostaliśmy. Przykład Orlenu, zjedzonego przez Orlen Lotosu, PGNiG – to są sztandarowe sprawy. Ja nadzoruję między innymi Pocztę Polską oraz grupę Azoty. To, co się tam działo – brak zarządzania – wydaje się celowe. Złe decyzuje zmuszają do refleksji i pomyślenia o tym, żeby złożyć jakieś zawiadomienia do właściwych organów. Minister aktywów też nie jest od tego, żeby tropić nieprawidłowości. My, widząc nieprawidłowości, kierujemy sprawę do organów – prokuratury, NIKU-u - wyjaśnił polityk. Jak powiedział wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński, „kończą się w tej chwili kontrole NIK w Grupie Azoty Polyolefins i inwestycji w elektrociepłownię w Puławach”. - Kończy się też kontrola NIK w Poczcie Polskiej, która dotyczy zakupu automatów pocztowych. Tam były rzeczy, które wołają o pomstę do nieba. Kończymy to rozliczać. To jest potrzebne, ale nie buduje wartości spółek - zauważył. Polityk zapytany został także między innymi, co jest szokującego w rozliczeniach, które są obecnie przeprowadzane. - W przypadku Poczty Polskiej było dla mnie na przykład dość szokujące zatrudnianie żony jednego ze znanych europosłow. Śladów jej pracy praktycznie w poczcie nie było. Z wynagrodzeniem 15 tysięcy złotych ta pani została zatrudniona, już po wyborach 15 października. Ja uważam, że chyba tylko po to, żeby się porządnie nachapać - powiedział Bartmiński. - To jeden z przykładów, ale ich jest więcej, takich sytuacji będzie dużo. Również ustalenia NIK-u, o których teraz nie powinienem mówić, wskazują nie tylko na brak właściwego zarządzania, ale i na świadome działanie na szkodę Poczty Polskiej - zaznaczył.Prof. Antoni Dudek, historyk i politolog
36:25|- Ja bym bardzo chciał, żebyśmy jeszcze w tym roku mieli pierwsze akty oskarżenia i żeby się te procesy po prostu zaczęły - oświadczył prof. Antoni Dudek, pytany przez Jacka Nizinkiewicza o tempo rozliczeń rządów PiS. Politolog ocenił, że wymiar sprawiedliwości w Polsce jest zdemolowany, a do jego naprawy potrzebny jest reset konstytucyjny.Sejmowa komisja śledcza ds. Pegasusa chce przesłuchać byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Magdalena Sroka (PSL) poinformowała, że komisja ma opinię biegłego na temat stanu zdrowia Ziobry i że według tego pisma były prokurator generalny może stanąć przed komisją. Lider Suwerennej Polski oświadczył, że żaden biegły lekarz go nie badał. Prokuratura podała, iż uznała, że badanie bezpośrednie nie jest potrzebne, wystarczy wgląd do dokumentacji medycznej.Czy Zbigniew Ziobro powinien w październiku stanąć przed komisją śledczą? - Uważam, że powinien się stawić, natomiast nie wiem, czy się stawi - powiedział w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem prof. Antoni Dudek, politolog. - Polegam na opinii biegłego. Uważam, że nie jest tak, że biegły musi widzieć człowieka chorego na chorobę onkologiczną, wystarczy, że ma dostęp do dokumentacji medycznej i moim zdaniem na tej podstawie jest w stanie ocenić, czy chory może występować, czy nie - dodał zaznaczając, że przesłuchanie powinno być ograniczone czasowo.- Ale uważam, że komisja powinna dokończyć swoją pracę, a Zbigniew Ziobro jest tutaj z oczywistych względów jednym z najważniejszych światków - powiedział Dudek. Politolog zaznaczył, że były minister zmaga się z bardzo ciężką chorobą, w której cieniu "będzie żył do końca życia". - Natomiast to nie zmienia faktu, że z uwagi na to, że jego stan właśnie może się pogorszyć w przyszłości, to tym bardziej, dopóki jest w stanie zeznawać, powinien zeznawać - przekonywał rozmówca Jacka Nizinkiewicza.- Czy będzie to zeznanie? Podejrzewam, że skończy się na oświadczeniu Zbigniewa Ziobry, utrzymanym w tradycyjnym dla niego bardzo agresywnym tonie - kontynuował prof. Dudek. Mówił, że dokona się przy tym "pewna procedura", a były minister zabierze głos w sprawie, "czego dotąd unikał". - A sprawa jest bardzo poważna, dlatego że rzecz dotyczy, moim zdaniem, jednego z największych nadużyć, do jakiego doszło - a może nawet największego - w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy, mam tu na myśli używanie służb specjalnych do inwigilowania polityków głównych partii opozycyjnych w trakcie kampanii wyborczej - kontynuował.Zdaniem prof. Dudka, sprawą powinna zająć się nie tylko komisja. - Jeżeli te zarzuty zostaną potwierdzone, to sprawa się nadaje na proces sądowy i proces karny przed sądem powszechnym i miejmy nadzieję, że w nieodległym czasie - powiedział politolog.Jacek Nizinkiewicz pytał swego rozmówcę o ocenę tempa rozliczeń rządów PiS. - Opinia publiczna często się domaga spektakularnych aresztowań, a ja się domagam spektakularnych procesów. To znaczy dla mnie te rozliczenia w tym sensie idą za wolno, że ja bym chciał, żebyśmy od etapu komisji śledczych przeszli do etapu aktów oskarżenia przez prokuraturę, tam gdzie są do tego podstawy oczywiście, i rozpoczęcia procesów - powiedział prof. Dudek. Ocenił, że w większości przypadków śledztwo powinno się w ciągu kilku miesięcy zakończyć. - Kodeks postępowania karnego co do zasady mówi, że śledztwo prokuratorskie powinno trwać trzy miesiące. W Polsce to jest niestety zbyt rzadkie - dodał. - Ja bym bardzo chciał, żebyśmy jeszcze w tym roku mieli pierwsze akty oskarżenia i żeby się te procesy po prostu zaczęły - oświadczył.