Share

cover art for Marcin Duma, szef IBRiS

Rzeczpospolita Rozmowy

Marcin Duma, szef IBRiS

Podejmowane działania są po prostu dostępne w ramach możliwości obecnej ekipy. Innych rzeczy zrobić się nie da, w związku z tym robimy te, które są w naszym zasięgu - tak reakcję premiera Donalda Tuska na kryzys wywołany przez złożenie przez niego kontrasygnaty i wycofanie jej skomentował Marcin Duma, szef pracowni badawczej IBRiS.


Sędzia Krzysztof Wesołowski został wyznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej, wyłaniającego kandydatów na prezesa tej izby. Wesołowski do Sądu Najwyższego został wyłoniony w procedurze zmienionej w czasach rządów PiS. Postanowienie kontrasygnował premier Tusk, który w pod koniec sierpnia przyznał, że był to błąd. Na początku września premier ogłosił, że uchyla swoją kontrasygnatę. 


Ten krok z kolei wywołał dyskusję, czy złożoną już kontrasygnatę można wycofać. Rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Aleksander Stępkowski wyjaśniał, że wskazanie do pełnienia funkcji przewodniczącego Zgromadzenia Sędziów Izby Cywilnej SN „następuje na mocy postanowienia Prezydenta RP, nie zaś na mocy decyzji premiera”. Jak dodał, "postanowienie wywarło już skutki prawne i sędzia Krzysztof Wesołowski będzie działał na jego podstawie". 


Pytany o prekampanię prezydencką, gość Michała Kolanki przypomniał, że PiS jest niecały rok po utracie władzy. - To jest moment, w którym można sobie pozwolić na odbudowywanie poparcia. Moment na konsolidację, na to, żeby próbować zwierać szeregi. Jednocześnie cały ten wysiłek, który koalicja wkłada w rozliczenie, nie jest obojętny dla notowań Prawa i Sprawiedliwości i na opinie elektoratu. 


 - Z jednej strony za silni, żeby upaść, z drugiej strony za słabi, żeby zbudować jakąś sensowną kontrofertę - tak Marcin Duma określił obecną sytuację Prawa i Sprawiedliwości. - Afery, które są nagłaśniane, przypominanie ich, nie służy Prawu i Sprawiedliwości. To przez jakiś czas będzie uniemożliwiało wzrosty temu ugrupowaniu. 


W odpowiedzi na pytanie, czy decyzja Państwowej Komisji Wyborczej i wynikające z niej konsekwencje – np. konsolidacja elektoratu - wzmocniły, czy osłabiły PiS, Marcin Duma odrzekł, że poczekałby z formułowaniem ocen. - Widzę nie tylko sukces w postaci mobilizacji ludzi, ale też potencjalną porażkę, bo może okazać się, że ci ludzie nie są skłonni wpłacać pieniędzy na partię, która ich o to prosi – powiedział Marcin Duma. 


Pytany, czy można „sprawdzić” kandydata na prezydenta w badaniach, szef IBRiS odpowiedział, że „to się da zrobić” nawet w przypadku mało znanych kandydatów. - Nie jest nawet problemem uwzględnienie w badaniach osoby, o której nikt jeszcze nie słyszał. Nie mówię o pośle (Zbigniewie) Boguckim, prezesie (IPN Karolu) Nawrockim czy Tobiaszu Bocheńskim, tylko o osobie kompletnie nieznanej, która nie pojawiła się jeszcze na scenie publicznej. Z jednej strony sprawdzamy, jaki jest obraz idealny, z drugiej mamy możliwość podczas badań jakościowych zaprezentowania fragmentów nagrań wybranej osoby, nawet w zainscenizowanych sytuacjach, jak choćby udział w konferencji prasowej. Jesteśmy w stanie zderzyć wyobrażenia respondentów o prezydenturze z samym człowiekiem. Mamy możliwość ocenić, jakie robi pierwsze wrażenie, na ile akceptowalny jest jego głos, czy jego tembr jest uspokajający, czy irytujący, jakie emocje niesie ze sobą konkretny człowiek. Jesteśmy w stanie sprawdzić jego historię, sprawdzić jego słabe strony. 

More episodes

View all episodes

  • Anna Górska, senator Lewicy

    26:52|
    Jedyną osobą, która poniosła konsekwencje w związku z aferą tzw. alkotubek, jest dyrektor Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, dr Piotr Jabłoński, który ma ogromne zasługi na polu walki z rosnącym alkoholizmem w Polsce. Mam wrażenie, że ktoś inny zawinił, a ktoś inny ponosi konsekwencje - powiedziała w programie Joanny Ćwiek senatorka Lewicy Anna Górska.W ostatnim czasie ogromne kontrowersje wzbudziła sprawa plastikowych alkoubek. Choć do złudzenia przypominały one opakowania na musy owocowe dla dzieci, w środku znajdował się owocowy likier. Sprawa ich sprzedaży stała się tak głośna, że premier Donald Tusk zapowiedział znalezienie metody, która pozwoli „zablokować proceder związany z alkoholowymi saszetkami”. Do sprawy odniosła się także minister zdrowia Izabela Leszczyna, która zaznaczyła między innymi, że będą przeprowadzane kontrole wieku przy sprzedaży alkoholu. Podczas porannego programu Joanny Ćwiek senatorka Lewicy Anna Górska zapytana została, czy uspokoiły ją te deklaracje.- Przeraziły mnie te deklaracje, bo to świadczy o tym, że minister Leszczyna ma bardzo słabą wiedzę na temat tego, jak funkcjonuje sprzedaż alkoholu w Polsce – powiedziała Górska. - Jest obowiązek ustalić wiek osoby, co do której pełnoletności nie jest się pewnym. Proszę wierzyć, że w wielu sklepach sprzedawcy to robią. Takie są przepisy, minister Leszczyna nie wymyśliła Ameryki. Tych przepisów należy przestrzegać i sprawdzać, czy sklepy ich przestrzegają. Inspekcje handlowe powinny na to bacznie zwrócić uwagę - zaznaczyła. - Wydaje mi się, że do tej pory było to kontrolowane. Jeśli sprzedawca sprzeda alkohol osobie nieletniej, nierzadko są odbierane koncesje na alkohol – dodała. Górska poinformowała, że „złożyła dwa oświadczenia senatorskie”. - Jedno było do Ministerstwa Finansów i dotyczyło tego, jak przebiegał proces udzielenia akcyzy producentowi alkotubek. To nie jest tak, że ktoś może sobie wypuścić alkohol na rynek – trzeba uzyskać tzw. akcyzę, czyli pozwolenie z Ministerstwa Finansów na sprzedaż takiego produktu i zobowiązanie, że będzie się odprowadzało podatek akcyzowy – zauważyła senatorka Lewicy. - Pytam w tym oświadczeniu jakie zostały podjęte działania – czy ministerstwo się konsultowało w tej sprawie, w jakim trybie, w jaki sposób, jakie otrzymało odpowiedzi od Ministerstwa Zdrowia w zakresie tego, czy ten produkt spełnia wymogi, będzie bezpieczny i czy nie będzie wprowadzał w błąd – dodała. - Bo, żeby było jasne, Ministerstwo Zdrowia nie wydaje żadnych pozwoleń na sprzedaż wyrobów alkoholowych czy tytoniowych. Jedynym resortem, które takie pozwolenia wydaje, jest Ministerstwo Finansów – zaznaczyła Górska. Drugie pytanie Anna Górska skierowała natomiast do Izabeli Leszczyny. Minister zdrowia przyjęła bowiem w środę rezygnację Piotra Jabłońskiego – dyrektora Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom (KCPU) i odwołała go z zajmowanego stanowiska. Dymisja miała właśnie związek ze sprawą tzw. alkotubek.- Dowiedzieliśmy się, że jedyną osobą, która poniosła konsekwencje za to, ze ta sytuacja miała miejsce, był dyrektor Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, pan dr Piotr Jabłoński. Całe środowisko lekarskie otworzyło oczy ze zdumienia, bo pan Jabłoński jest jedną z osób, która ma naprawdę ogromne zasługi na polu walki z rosnącym alkoholizmem w Polsce - powiedziała Górska. - On poniósł za to konsekwencje i chciałam dowiedzieć się dlaczego. Poprosiłam o udostępnienie mi dokumentacji, bo mam nieodparte wrażenie, że – jak to często w takich przypadkach bywa – ktoś inny zawinił, a ktoś inny ponosi konsekwencje - zaznaczyła senatorka. 
  • Jacek Bartmiński, wiceminister aktywów państwowych

    18:06|
    Szanse na odzyskanie nieprawidłowo wydanych pieniędzy są bardzo niewielkie – przyznał w rozmowie z Joanną Ćwiek wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński, mówiąc o rozliczeniach w Spółkach Skarbu Państwa. - Jeżeli ktoś wydaje nieprawidłowo na przykład 18 milionów złotych, to szanse, że uda się to odzyskać, są mizerne. Pozostaje kwestia przywrócenia elementarnego poczucia sprawiedliwości, ukarania odpowiedzialnych za to osób - dodał.Jak powiedział gość porannego programu Joanny Ćwiek, wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński, „Polska 2050 od samego początku istnienia mówiła o tym, że politykę trzeba uprawiać w sposób uczciwy”. - I to jest możliwe. Pan marszałek Szymon Hołownia podczas kampanii wyraźnie powiedział, że do polityki nie idzie się po stołki – stołki to są w IKEI, a w polityce jest ciężka praca – zaznaczył polityk. - Jako wiceminister aktywów państwowych jeszcze w styczniu zaproponowałem zmianę ustawy o zasadach nadzoru nad mieniem państwowym. To był taki czas, że zajęliśmy się porządkowaniem spółek, więc temat nie został szybko podjęty – powiedział Bartmiński. - Jako klub złożyliśmy projekt ustawy o naprawie ładu korporacyjnego – projekt, który jest w tej chwili w podkomisji sejmowej u pana posła Komarewicza z naszego ugrupowania. Nad tym projektem teraz pracujemy – dodał. - Projekt został złożony w lutym albo w marcu, przeszedł przez komisję, a później trafił do specjalnej podkomisji. Były wątpliwości co do konstytucyjności niektórych rozwiązań, ale uzyskaliśmy opinie z biur analiz sejmowych potwierdzającą prawidłowość prawie wszystkich naszych propozycji. Mam nadzieję, że ten projekt szybko ujrzy światło dzienne – zwłaszcza w obecnej sytuacji – zaznaczył polityk. Jak wyjaśniał Bartmiński, „ten projekt nie jest w zamrażarce”. - Nie jest to decyzja pana marszałka Hołowni. Jest to pewien brak zapału do pracy ze strony wszystkich posłów. Mówimy tu o posłach koalicji, ale też o posłach opozycji, bo to dotyczy wszystkich spółek skarbu państwa. Skarb państwa nie powinien być polityczny, powinien być merytoryczny - podkreślił wiceminister. - Do tej pory byliśmy zajęci porządkowaniem tych zgliszcz, które zostaliśmy. Przykład Orlenu, zjedzonego przez Orlen Lotosu, PGNiG – to są sztandarowe sprawy. Ja nadzoruję między innymi Pocztę Polską oraz grupę Azoty. To, co się tam działo – brak zarządzania – wydaje się celowe. Złe decyzuje zmuszają do refleksji i pomyślenia o tym, żeby złożyć jakieś zawiadomienia do właściwych organów. Minister aktywów też nie jest od tego, żeby tropić nieprawidłowości. My, widząc nieprawidłowości, kierujemy sprawę do organów – prokuratury, NIKU-u - wyjaśnił polityk. Jak powiedział wiceminister aktywów państwowych Jacek Bartmiński, „kończą się w tej chwili kontrole NIK w Grupie Azoty Polyolefins i inwestycji w elektrociepłownię w Puławach”. - Kończy się też kontrola NIK w Poczcie Polskiej, która dotyczy zakupu automatów pocztowych. Tam były rzeczy, które wołają o pomstę do nieba. Kończymy to rozliczać. To jest potrzebne, ale nie buduje wartości spółek - zauważył. Polityk zapytany został także między innymi, co jest szokującego w rozliczeniach, które są obecnie przeprowadzane. - W przypadku Poczty Polskiej było dla mnie na przykład dość szokujące zatrudnianie żony jednego ze znanych europosłow. Śladów jej pracy praktycznie w poczcie nie było. Z wynagrodzeniem 15 tysięcy złotych ta pani została zatrudniona, już po wyborach 15 października. Ja uważam, że chyba tylko po to, żeby się porządnie nachapać - powiedział Bartmiński. - To jeden z przykładów, ale ich jest więcej, takich sytuacji będzie dużo. Również ustalenia NIK-u, o których teraz nie powinienem mówić, wskazują nie tylko na brak właściwego zarządzania, ale i na świadome działanie na szkodę Poczty Polskiej - zaznaczył. 
  • Prof. Antoni Dudek, historyk i politolog

    36:25|
    - Ja bym bardzo chciał, żebyśmy jeszcze w tym roku mieli pierwsze akty oskarżenia i żeby się te procesy po prostu zaczęły - oświadczył prof. Antoni Dudek, pytany przez Jacka Nizinkiewicza o tempo rozliczeń rządów PiS. Politolog ocenił, że wymiar sprawiedliwości w Polsce jest zdemolowany, a do jego naprawy potrzebny jest reset konstytucyjny.Sejmowa komisja śledcza ds. Pegasusa chce przesłuchać byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Magdalena Sroka (PSL) poinformowała, że komisja ma opinię biegłego na temat stanu zdrowia Ziobry i że według tego pisma były prokurator generalny może stanąć przed komisją. Lider Suwerennej Polski oświadczył, że żaden biegły lekarz go nie badał. Prokuratura podała, iż uznała, że badanie bezpośrednie nie jest potrzebne, wystarczy wgląd do dokumentacji medycznej.Czy Zbigniew Ziobro powinien w październiku stanąć przed komisją śledczą? - Uważam, że powinien się stawić, natomiast nie wiem, czy się stawi - powiedział w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem prof. Antoni Dudek, politolog. - Polegam na opinii biegłego. Uważam, że nie jest tak, że biegły musi widzieć człowieka chorego na chorobę onkologiczną, wystarczy, że ma dostęp do dokumentacji medycznej i moim zdaniem na tej podstawie jest w stanie ocenić, czy chory może występować, czy nie - dodał zaznaczając, że przesłuchanie powinno być ograniczone czasowo.- Ale uważam, że komisja powinna dokończyć swoją pracę, a Zbigniew Ziobro jest tutaj z oczywistych względów jednym z najważniejszych światków - powiedział Dudek. Politolog zaznaczył, że były minister zmaga się z bardzo ciężką chorobą, w której cieniu "będzie żył do końca życia". - Natomiast to nie zmienia faktu, że z uwagi na to, że jego stan właśnie może się pogorszyć w przyszłości, to tym bardziej, dopóki jest w stanie zeznawać, powinien zeznawać - przekonywał rozmówca Jacka Nizinkiewicza.- Czy będzie to zeznanie? Podejrzewam, że skończy się na oświadczeniu Zbigniewa Ziobry, utrzymanym w tradycyjnym dla niego bardzo agresywnym tonie - kontynuował prof. Dudek. Mówił, że dokona się przy tym "pewna procedura", a były minister zabierze głos w sprawie, "czego dotąd unikał". - A sprawa jest bardzo poważna, dlatego że rzecz dotyczy, moim zdaniem, jednego z największych nadużyć, do jakiego doszło - a może nawet największego - w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy, mam tu na myśli używanie służb specjalnych do inwigilowania polityków głównych partii opozycyjnych w trakcie kampanii wyborczej - kontynuował.Zdaniem prof. Dudka, sprawą powinna zająć się nie tylko komisja. - Jeżeli te zarzuty zostaną potwierdzone, to sprawa się nadaje na proces sądowy i proces karny przed sądem powszechnym i miejmy nadzieję, że w nieodległym czasie - powiedział politolog.Jacek Nizinkiewicz pytał swego rozmówcę o ocenę tempa rozliczeń rządów PiS. - Opinia publiczna często się domaga spektakularnych aresztowań, a ja się domagam spektakularnych procesów. To znaczy dla mnie te rozliczenia w tym sensie idą za wolno, że ja bym chciał, żebyśmy od etapu komisji śledczych przeszli do etapu aktów oskarżenia przez prokuraturę, tam gdzie są do tego podstawy oczywiście, i rozpoczęcia procesów - powiedział prof. Dudek. Ocenił, że w większości przypadków śledztwo powinno się w ciągu kilku miesięcy zakończyć. - Kodeks postępowania karnego co do zasady mówi, że śledztwo prokuratorskie powinno trwać trzy miesiące. W Polsce to jest niestety zbyt rzadkie - dodał. - Ja bym bardzo chciał, żebyśmy jeszcze w tym roku mieli pierwsze akty oskarżenia i żeby się te procesy po prostu zaczęły - oświadczył.
  • Dr Bartosz Rydliński, politolog

    20:19|
    Uważam, że PiS popełniło błędną decyzję nie afiliując się z rządem. Politycy tej partii powinni powiedzieć: na czas powodzi zawieszamy wszelkie spory polityczne, stoimy przy rządzie, będziemy pomagać. Powinni dokonać pewnej refleksji – zastanowić się na przykład, co z wyborami prezydenckimi - powiedział w porannym programie Michała Kolanki dr Bartosz Rydliński z UKSW.Gościem porannego programu Michała Kolanki był dr Bartosz Rydliński z UKSW. Ekspert zapytany został między innymi o to, czy komunikacyjnie i wizerunkowo rząd oraz Donald Tusk zyskali, czy stracili na powodzi w Polsce.- Za wcześnie, żeby stwierdzić, czy rząd na tym zyskał, i czy zyskał na tym Donald Tusk. Wiemy natomiast, kto na tym nie zyskuje – PiS. Miałem wrażenie, że to zestawienie dwóch obrazków. Z jednej strony mamy manifestację pod Ministerstwem Sprawiedliwości, słabą frekwencję, niejasny przekaz. PiS mówi o bodnarowcach, a woda lała się przez Śląsk, Dolny Śląsk i Opolskie. To pokazuje, że Jarosław Kaczyński nie do końca chyba wiedział, z czym będą się mierzyć w kolejnych tygodniach politycy i obywatele - powiedział dr Bartosz Rydliński. - Ta powódź może dokonać poważnego resetu w poparciu partii politycznych, ale jeszcze jest za wcześnie. Tych mikrohistorii samorządowych jest naprawdę wiele - dodał. Jak powiedział ekspert, „kiedy spojrzymy sobie na geografię wyborczą okręgu nr 1 i okręgu nr 2 do Sejmu, to są to okręgi, które zmieniają poparcie”. - Na przykład w okręgu kłodzkim w 2019 roku wyraźnie wygrało PiS, a w 2023 jeden punkt procentowy dzielił KO od PiS i KO te wybory wygrała. Nie wiem, czy zarządzanie kryzysowe i niefortunna wypowiedź Donalda Tuska, nie będą się za nim ciągnęły właśnie w tych okręgach wyborczych - stwierdził Rydliński. Reakcja na powódź to coś, co wzmacnia czy osłabia premiera. - Donald Tusk nauczył się na innej powodzi, tej z 2010 roku. Wtedy popełnił szereg błędów przez brak doświadczenia, był premierem trzy lata, zarządzał tą sytuacją z Warszawy. Ta powódź była inna (…) ale premier pojechał wtedy na te wały bardzo późno. Teraz można powiedzieć, że pojechał w przededniu tego kataklizmu. To był sygnał, że on jest szeryfem – że tego dogląda i jest na miejscu - powiedział ekspert. - Natomiast z opowieści, które podają portale lokalne wynika, że w niektórych miejscach, gdzie pojawiał się Donald Tusk, organizowano konferencję prasową, a w momencie, kiedy gasły światła kamer, pakowali się i mówili, że jadą dalej, bo jakimś sensie trzeba dalej robić politykę. Są takie przykłady, które pokazują słabość państwa w tej powodzi – na przykład brak agregatów prądotwórczych. Ponoć wszystkie daliśmy na Ukrainę, ale jak dajemy je na Ukrainę, to zakładam, że musimy się szykować na to, że my też kiedyś będziemy potrzebować tych agregatów. Jest też słynna historia o żołnierzach, którzy przyjechali pomóc powodzianom bez łopat. To są symbole słabości państwa i przypuszczam, że to się będzie na rządzie mściło - dodał dr Bartosz Rydliński. Jak stwierdził podczas rozmowy dr Rydliński, „PiS goni własny ogon”. - Kolejny symbol niezrozumienia jak podchodzić do powodzi? Słynna konferencja prasowa, w której ciężarówka była załadowana do połowy i to raczej lekkimi sprzętami, a nie ciężkimi jak agregaty czy łopaty. Jarosław Kaczyński chciał pokazać w ten sposób, że PiS też pomaga - zauważył Rydliński. - Ja uważam, że PiS popełniło błędną decyzję nie afiliując się z rządem. Powinni powiedzieć: na czas powodzi zawieszamy wszelkie spory polityczne, stoimy przy rządzie, będziemy pomagać. PiS powinno dokonać pewnej refleksji, co będzie zaraz – co z wyborami prezydenckimi. PiS nie miało tak naprawdę możliwości reakcji, bo co miał zrobić - podkreślił.
  • Dominika Lasota, aktywistka z Inicjatywy Wschód

    18:14|
    Dominika Lasota z Inicjatywy Wschód przedstawiła propozycję powołania "superfunduszu klimatycznego", który miałby służyć radzeniu sobie ze skutkami kataklizmów, spowodowanych zmianami klimatycznymi. - Niech winowajcy zapłacą za te szkody - mówiła.- Byliśmy w Paczkowie w woj. opolskim, w Głuchołazach i na Dolnym Śląsku: w Lądku-Zdroju i mniejszych miejscowościach. Nie ma odpowiednich słów, żeby opisać, jak te miejscowości wyglądają w rzeczywistości. Wszędzie widać skutki tej powodzi, wszędzie widać zniszczone domy, wszędzie leżą, teraz już uprzątnięte dzięki straży pożarnej i wojsku, połamane drzewa, hałdy zalanych mebli i sprzętów, które ludzie wynoszą z swych domów. Ten obraz naprawdę łamie serce – opowiadała Dominika Lasota. Jak mówiła, decyzja, by pojechać w miejsca dotknięte powodzią, była „oczywista”. - Na miejscu są nasze aktywistki, ich rodziny i znajomi. Od początku dawały nam znać, że potrzebne są ręce do roboty. One od początku jeżdżą do różnych miejscowości i pomagają. Dzwonią do centrów koordynacji pomocy i dopytują: do którego domu, do której osoby, do której rodziny jechać dzisiaj. Pomagają całymi dniami, przerzucają błoto, sortują śmieci czy zajmują się dziećmi, kiedy trzeba pomóc rodzicom – mówiła przedstawicielka Inicjatywy Wschód. - Decyzja, że musimy tam jechać i je wesprzeć zapadła bardzo szybko – powiedziała.  - Wszystkie rodziny, u których byłyśmy, mówią o tym, że roboty na miejscu jest więcej niż ludzi do pomocy. Ale nie mówią tego z żalem, tylko często z głębokim przejęciem. Powrót do normalności to dla nich kosmicznie długa droga. Dlatego są przerażeni. Bo idzie zima, bo czasami nie orientują się, jak zdobyć pieniądze na remonty, czasami, szczególnie starsze osoby, nie mają rodziny. Nie są w stanie fizycznie tego ogarnąć - relacjonowała w rozmowie Michałem Kolanką Lasota. Jak dodała, na miejscu „w ilości ogromnej są służby, widać wojsko, ogromne rzesze straży pożarnej, widać wolontariuszy”. - Ale potrzeby są jeszcze większe - zaznaczyła.Jak sprawić, by pomoc dla powodzian nie była „akcyjna”, ale długoterminowa? Dominika Lasota odparła, że potrzebna jest zmiana podejścia do katastrof klimatycznych. - Jeśli państwo nie podchodzi do katastrofy klimatycznej jako kwestii bezpieczeństwa narodowego, trudno się dziwić, że w takich momentach reagujemy ad hoc, jesteśmy reakcyjni, rząd z godziny na godzinę tworzy scenariusze tego, jak sobie z takim kataklizmem poradzić - mówiła. - Jako Inicjatywa Wschód wychodzimy z konkretną propozycją, by rząd utworzył „superfundusz klimatyczny”. Polegałby na tym, byśmy mieli, jako państwo, konkretną sumę na przypadki takich kataklizmów. Podobne mechanizmy są wprowadzone w kilku stanach USA, podobne mechanizmy są też w Unii Europejskiej. Chodzi o to, i to jest kluczowe, że na ten fundusz składaliby się winowajcy kryzysu klimatycznego, czyli przede wszystkim koncerny energetyczne, wielki biznes, który doprowadza do kryzysu klimatycznego i zbija na tym wielką kasę - mówiła Dominika Lasota. - Jeżeli tak jest, to nie Polacy powinni zrzucać się na wszelkiego rodzaju zrzutki, ale powinniśmy pociągnąć odpowiednie podmioty do odpowiedzialności - przekonywała.- Do tego „superfunduszu” mogłyby zrzucać się Orlen, PGE czy wszelkiego rodzaju inne firmy, które zbijają na tym kryzysie ogromne pieniądze i go tworzą. Niech oni zapłacą za te szkody – powiedziała przedstawicielka Inicjatywy Wschód.Inicjatywa Wschód przedstawia się jako „ruch młodych osób z każdej części Polski”, którzy ”walczą o Polskę, która jest fajniejszym krajem do życia dla nas wszystkich”. ”Pochodzimy z zapomnianych wiosek i zanieczyszczonych miast. Wierzymy, że jesteśmy potrzebne wszędzie – w szkołach, na uniwersytetach, w zakładach pracy i poza nimi. Mamy marzenia, zapał i konkretny plan” - piszą o sobie członkowie grupy. 
  • Tomasz Nowicki, burmistrz Lądka Zdroju

    16:32|
    Straty w wyniku powodzi w Lądku Zdroju wstępnie szacowane są na setki milionów złotych - powiedział w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem burmistrz tego miasta Tomasz Nowicki.- Sytuacja w naszym mieście i na terenie wsi z dnia na dzień się znacząco poprawia, natomiast nie ma co ukrywać, że jesteśmy dopiero na początku drogi odbudowy całej naszej gminy. Staramy się nie patrzeć na skalę zniszczeń, która tutaj jest, ponieważ gdybyśmy skupiali się za bardzo na tym, paraliżowałoby to nasze działania - oświadczył burmistrz Lądka Zdroju. Dodał, że miejscowy sztab spotyka się dwa razy na dobę. - Ustalamy całą logistykę działań i realizujemy po prostu, nie oglądając się na wszystkie przeciwności, które tutaj są - zaznaczył.Tomasz Nowicki przekazał, że w regionie zdecydowanie poprawiła się sytuacja jeśli chodzi o przejezdność dróg. - Jesteśmy już dosyć dobrze skomunikowani z Kłodzkiem, centrum naszego powiatu - podkreślił. Mówił, że przez cały czas Lądek Zdrój miał połączenie drogowe z Czechami, co w pierwszych dniach powodzi okazało się kluczowe, ponieważ od strony Jawornika do miasta można było przywieźć żywność i wodę.Jakiej pomocy najbardziej potrzebują mieszkańcy Lądka Zdroju? W rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem burmistrz przekazał, że butelkowana woda ze względu na problemy z wodociągiem czy uzdatnianiem wody w studniach cały czas się przydaje i nie zmarnuje się. Nowicki oświadczył, że znacząco poprawiła się sytuacja z dostępem do energii elektrycznej. - Towarem pierwszej potrzeby są osuszacze - wskazał. - Trzeba osuszać wyczyszczone mieszkania, domy i tutaj osuszacze są absolutnie niezbędne. Proszę, jeżeli państwo możecie nam w tym pomóc, będziemy jako lokalna społeczność bardzo wdzięczni - zaapelował.Pytany o skalę zniszczeń, burmistrz Lądka Zdroju przekazał, że straty wstępnie oszacowano na setki milionów złotych. - Mówiliśmy wstępnie o prawie 400 milionach, natomiast te szacunki będą wzrastać. To były takie wstępne nasze kalkulacje. Na samo sprzątanie i zabezpieczenie mieszkańców oszacowaliśmy kwotę 26 milionów złotych - i tutaj była bardzo szybka reakcja władz, ponieważ te środki zostały realnie zabezpieczone i przekazane - poinformował.Nowicki zaznaczył, że w Lądku Zdroju przydadzą się dodatkowe ręce do pomocy w likwidowaniu skutków powodzi. - Wolontariusze przydają się nam bardzo, natomiast apelujemy, żeby osoby, które chcą nam pomóc, robiły to w grupach zorganizowanych i kontaktowały się ze sztabem, ponieważ wtedy o wiele łatwiej zapewnić sprawną komunikację w mieście - powiedział.- Mieliśmy już niestety w weekend przypadki turystyki powodziowej. Wygląda to naprawdę fatalnie, jeśli przyjeżdżają osoby kabrioletami i robią sobie fotografie, zdjęcia typu selfie. Tu naprawdę na tym dramacie ludzkim nie należy uskuteczniać influencerki internetowej, to nie czas i miejsce - podkreślił burmistrz.
  • Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego

    09:40|
    Kiedy w Stroniu Śląskim pękła tama, wylała się masa wody i utworzyła lej, jak gdyby przez miasto przeszła morena czołowa lodowca. To spowodowało potężne zniszczenia - powiedział w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego. - Staramy się wrócić do funkcjonowania. Może nie do normalności, ale do funkcjonowania - dodał.Podczas rozmowy burmistrz Stronia Śląskiego zapytany został między innymi, jak obecnie wygląda sytuacja w jego mieście. - Powoli sytuacja jest opanowana, jeśli chodzi o koordynację wszystkich działań, jakie wykonujemy w celu zapewnienia bytu dla mieszkańców – wyżywienia, noclegów, opieki medycznej - powiedział Chromiec. - Sytuacja jest koordynowana przez sztab zarządzania kryzysowego wspólnie ze mną. Działamy, by poprawić warunki, dużo pracujemy nad udrożnieniem naszej komunikacji wewnętrznej na terenach wiejskich. Bo miasto jest udrażnianie, ale chodzi też o tereny wiejskie – dojazd do wszystkich miejscowości. Mamy tutaj dużą przeprawę przez Dolinę Białej Lądeckiej, gdzie ucierpiały najbardziej mosty i drogi - dodał polityk. - Prace rozpoczeły się na każdym szczeblu. Gmina działa, działa Zarząd Dróg Powiatowych w Kłodzku, ruszyły od dzisiaj Wody Polskie, które regulują cieki wodne. Przywracamy sieć, energię elektryczną i pracujemy nad udrożnieniem kanalizacji, która została mocno zniszczona. Staramy się wrócić do funkcjonowania. Może nie do normalności, ale do funkcjonowania - zaznaczył burmistrz Stronia Śląskiego. - W Stroniu są bardzo duże zniszczenia, nazywam to nawet kataklizmem dla naszej gminy. To nie zalania, nie jakaś powódź, a kataklizm – zniszczone budynki, zniszczona infrastruktura drogowo-mostowa, to potężny cios i tragedia dla naszej gminy - przyznał Chromiec. - Kiedy 15 września pękła tama, masa wody wylała się na miasto i utworzyła lej, jak gdyby przeszła morena czołowa lodowca. To spowodowało potężne zniszczenia. Jest też jedna ofiara śmiertelna, nie jednak ma osób zaginionych i poszukiwanych - powiedział polityk. Dlaczego sytuacja jest aż tak trudna? - Pytanie należy skierować do Wód Polskich, do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, który ma pieczę nad zbiornikiem, bo to nie jest moja budowla hydrotechniczna. Ja mogę powiedzieć, że przez pewien okres były prowadzone prace na wałach ziemnych. Dotyczyć one miały ułożenia monitoringu, urządzeń pomiarowych. Nie znam szczegółów, Wody Polskie nas nie informowały, jakie przeprowadzają inwestycje. Czy to było przyczyną pęknięcia tamy? Trudno mi się wypowiedzieć, nie mnie oceniać - stwierdził burmistrz Stronia Śląskiego.Dariusz Chromiec zapytany został także, jak wygląda współpraca samorządu z rządem. - Współpraca jest bardzo dobra, cieszę się, że został powołany sztab zarządzania kryzysowego. Współpracujemy – te zdania są naprawdę koordynowane i przemyślane. Myślę, że to pozwala nam na ogarnięcie tych zadań, których jest bardzo dużo, bo rozmiar szkód, jaki mamy na terenie naszej gminy, jest poważny. Jesteśmy na dobrym etapie – na etapie sprzątania i porządkowania. Powoli zabieramy się do odbudowy, choć to może brzmieć śmiesznie. Ale już pewne elementy stabilizacyjne są wykonywane. Działamy prężnie i współpracujemy ze sztabem zarządzania kryzysowego - powiedział Chromiec.- W tej chwili po mieście i gminie chodzą inspektorzy nadzoru budowlanego i sprawdzają budynki. My też sprawdzamy protokoły – które budynki są do naprawy a które do wyburzenia. Chodzą komisje urbanistyczne, które to wszystko sprawdzają. Na pewno będziemy musieli zmienić całą urbanistykę miasta – przynajmniej w tej części, gdzie zostało ono zalane. Niebawem będziemy zlecać, by ktoś nam przedstawił koncepcję zagospodarowania tej części miasta - podkreślił burmistrz Stronia Śląskiego. 
  • Paweł Szymkowicz, burmistrz Głuchołazów

    13:09|
    Tylko w substancji komunalnej bardzo wstępne szacunki mówią o 250 milionach złotych (strat), ale nie obejmują one szkód w przedsiębiorstwach i poniesionych przez mieszkańców, bo tu skala jest przeogromna - mówił Paweł Szymkowicz, burmistrz Głuchołazów w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.Pytany o sytuację popowodziową w Głuchołazach, burmistrz przekazał dobrą wiadomość o dostępności wszystkich mieszkańców gminy – poza Bodzanowem – do wody pitnej. Co prawda w części jest to realizowane metodami alternatywnymi, ale tu burmistrz mówił o potężnej akcji dowożenia wody beczkowozami z innych gmin i wtłaczania jej do sieci wodociągowej.- To akcja, jakiej nie było do tej pory w Polsce – powiedział burmistrz, dziękując jednocześnie samorządowcom, którzy się do tego przyczynili.Samorządowiec, pytany o szacunkowe straty po powodzi, stwierdził, że „tylko w substancji komunalnej bardzo wstępne szacunki mówią o 250 milionach złotych, ale nie obejmują one szkód w przedsiębiorstwach i poniesionych przez mieszkańców, bo tu skala jest przeogromna”. W Głuchołazach trwa sprzątanie po powodzi. Na pełnych obrotach pracują mieszkańcy, wolontariusze i służby mundurowe, w tym wojsko. W mieście zaczyna się problem z miejscem na składowanie odpadów do wywiezienia, są one rozdrabniane specjalnymi maszynami.W tej chwili mieszkańcy najbardziej potrzebują wszelkiego rodzaju materiałów i sprzętu potrzebnego do przygotowania mieszkań do nadchodzącej zimy – trzeba skuć tynki, przystąpić do odtworzenia podłóg i ścian. Potrzebne są meble. Burmistrz poprosił, aby organizujący pomoc wysyłali do konkretnej rodziny pomoc w postaci np. skompletowanego łóżka, materaca, poduszki, kołdry i pościeli, aby nie okazało się, że dana rodzina ma pościel, a nie ma łóżka.- Ale przede wszystkim prosimy o osuszacze. Potrzebne są w każdej ilości – podkreślił burmistrz.  Pytany o współpracę ze stroną rządową w kwestii pomocy dla powodzian, Szymkowicz przyznał, że osoby poszkodowane mogą na to patrzeć z innej perspektywy. - Że materialnie pomoc może jeszcze nie trafia pod konkretne adresy, ale jako burmistrz widzę tę pomoc – podkreślił. - Mamy uwagi do jurysdykcji, do przepisów, które trzeba zmienić, a ta pomoc będzie bardziej efektywna – ocenił samorządowiec. Pytany o system powiadamiania o zagrożeniu, spóźnione komunikaty i twierdzenia opozycji, że w tej sytuacji „państwo abdykowało”, burmistrz Nysy stwierdził, że chce uniknąć komentowania słów polityków. - Te sprawy rządzą się swoimi prawami. Politycy mają swój interes w tym, żeby mówić tak, a nie inaczej – uciął Szymkowicz.
  • Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy

    11:33|
    Opole i Wrocław zostały uratowane kosztem Nysy – takie jest ogólne przekonanie, także moje – mówił burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem.- Byliśmy zaskakiwani decyzjami Wód Polskich, zarządem z Wrocławia, ale mogliśmy reagować tylko na decyzje, które zapadały poza nami – mówił Kolbiarz. - Sztab kryzysowy nie dyskutował z nami żadnych decyzji, nawet próby kontaktu telefonicznego były trudne. Jeżeli w ogóle do nich dochodziło, rozmowy były bardzo emocjonalne. To były straszne chwile, straszne momenty. Ani konsultacji, ani informacji – powiedział burmistrz.Na pytanie, czy mieszkańcy miasta byli przygotowani na ewakuację po decyzji o zrzucie wody na Nysę, burmistrz odpowiedział, że zdecydowanie nie. Sytuację pogarszały dramatyczne doniesienia medialne, łącznie z tymi, że na tamie Jeziora Otmuchowskiego są już składane trotyl i dynamit, że brygada saperów z Brzegu Dolnego chce zaminować całą tamę i śluzę.- To wywołało ogromny chaos, mieszkańcy uciekali w panice, szukając schronienia w wyższych partiach miasta. Ja sam, kierując się informacjami Wód Polskich, rano mówiłem, że zrzut wody ma być na poziomie 600 metrów (sześciennych na sekundę - red.) i się nie zwiększy, więc miasto jest bezpieczne, po czym po kilku godzinach następuje zrzut na poziomie tysiąca. Moja wiarygodność jest więc zerowa w tym momencie – skarżył się Kolbiarz. Pytany o szacunkowe szkody popowodziowe burmistrz stwierdził, że straty w infrastrukturze drogowej wstępnie szacowane są na ok 100 mln zł, w budynkach – na kilkadziesiąt milionów, do tego dochodzą ogromne straty części przedsiębiorców, są i takie, które uniemożliwiają ruszenie z biznesem. - Skala dramatów jest ogromna. Mamy już 3 tys. gospodarstw domowych, które korzystają z pomocy, tu wypłata idzie bardzo szybko – zapewnił burmistrz.Kilka miesięcy – tyle według Kolbiarza potrzeba na uporządkowanie miasta, ale jego odbudowa zajmie co najmniej kilka lat. Pytany, czy liczy na rozliczenie winnych tego, że Nysa została zalana kosztem Opola i Wrocławia, Kolbiarz odparł, że ważniejsze jest wyciągnięcie wniosków na przyszłość, aby obyło się bez podejmowania decyzji z najbardziej zainteresowanymi, poza nimi.- Nie chodzi o szukanie winnych, a o to, żebyśmy my, samorządowcy, nie byli zaskakiwani w pewnych sytuacjach. Rozumiemy doskonale, że są zbiorniki o znaczeniu strategicznym, ale chcielibyśmy być przynajmniej na bieżąco informowani o tym, co jest planowane, co nas czeka. Im mniej wiemy, tym większy jest chaos – powiedział burmistrz Nysy.