Share

cover art for Aleksander Kwaśniewski, były prezydent

Rzeczpospolita Rozmowy

Aleksander Kwaśniewski, były prezydent

Czy debata z Donaldem Trumpem przybliżyła Kamalę Harris do prezydentury? - Na pewno nie oddaliła, to bardzo ważne. Harris wypadła dobrze, ale to niczego nie przesądza, szanse są pół na pół. Przy aktywnej kampanii możemy dożyć momentu, że będziemy mieć pierwszą kobietę na urzędzie prezydenta USA (…) ale Trumpa nie wolno nie doceniać - powiedział były prezydent Aleksander Kwaśniewski.


Gościem porannego programu Jacka Nizinkiewicza był Aleksander Kwaśniewski. Były prezydent mówił między innymi o pierwszej debacie Donald Trump-Kamala Harris przed wyborami prezydenckimi w USA. - Lepsza była Kamala Harris. To dla niej niezwykle ważne, bo gdyby źle wypadła, droga Trumpa do Białego Domu byłaby już bardzo szeroko otwarta - powiedział. - Kamala Harris pokazała, że mówi kompetentnie, jest skoncentrowana, ma argumenty, dobrze wygląda i że jak trzeba, to jest złośliwa. Sądzę, że ona miała trudniejszą próbę, bo Donald Trump ma swoich wyborców i nawet jak mówi, że ktoś je psy w jakiejś miejscowości, to nie zrobi to na nikim większego wrażenia. Kto go lubi, to wie, że taki jest, a kto na niego nie głosuje, uważa, że to idiotyzmy. Kamala miała więcej do stracenia, a niczego nie straciła. Nawet sporo zyskała - zaznaczył były prezydent. 


Aleksander Kwaśniewski odniósł się także do tego, że Trump, zapytany, czy chce, by Ukraina wygrała wojnę, nie odpowiedział wprost. Powiedział jedynie: „Chcę, aby wojna się skończyła. Chcę ratować życie”.


- To mówi nam bardzo niebezpieczną rzecz – już wtedy, kiedy Trump mówił, że jest gotów zakończyć tę wojnę w 24 godziny, to brzmiało źle. Bo to jest możliwe tylko w warunkach kapitulacji Ukrainy. Trump nigdy nie powiedział, że będzie rozmawiał z Putinem i zmusi go do wycofania się w okupowanych terytoriów. Natomiast czy można przeszkodzić Ukrainie walczyć? Wystarczy, by prezydent USA podjął decyzję o zmniejszeniu finansowania pomocy dla Ukrainy albo w ogóle o niefinansowaniu jej. To by oznaczało powolny koniec nie tylko wojny, ale i Ukrainy – stwierdził Kwaśniewski. - To, że dwukrotnie pytany nie odpowiedział, jest złowieszcze. To świadczy o tym, że w jego głowie jest plan, że doprowadzi do spotkania, pokój będzie na złych warunkach dla Ukrainy, a on będzie się puszył, że doprowadził do pokoju i że należy mu się Pokojowa Nagroda Nobla. Źle to zabrzmiało, poważnie bym traktował te uniki Trumpa – jako właśnie takie myślenie w kategoriach: „z Putinem wygrać się nie da, Ukraina musi oddać to, co musi oddać, a wojnę trzeba zakończyć, bo kosztuje”. To dla nas myślenie nie do zaakceptowania – dodał były prezydent. - Tak, jak Kamala Harris powiedziała słusznie, Putin w Kijowie i Ukraina w strefie wpływów rosyjskich oznacza zagrożenie dla kolejnych krajów. Może nie Polski w pierwszej kolejności, ale dla Polski to też oznacza kolosalny wzrost zagrożenia – zaznaczył. 


Czy debata przybliżyła Kamalę Harris do prezydentury? - Na pewno nie oddala i to bardzo ważne. Wypadła dobrze, ale to niczego jeszcze nie przesądza, szanse są pół na pół. Myślę, że przy aktywnej kampanii możemy dożyć momentu, że będziemy mieć pierwszą kobietę na urzędzie prezydenta USA, w dodatku kolorową. To byłoby podwójnie historyczne wydarzenie. Ale Trumpa nie wolno nie doceniać, wszystko jest otwarte - stwierdził Aleksander Kwaśniewski. 


Były prezydent mówił także o wyborach prezydenckich w Polsce. - Co zrobi PiS, mnie mniej interesuje. Chciałbym, żeby obóz demokratyczny wygrał wybory prezydenckie w Polsce. Sądzę, że trzeba się do tego porządnie zabrać. Oceniam to tak, że na razie to nie wygląda po stronie demokratów dobrze – kandydaci są, ale jakby ich nie było - stwierdził Kwaśniewski.

More episodes

View all episodes

  • Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola

    14:19|
    Odra przekroczyła stan alarmowy, od kilku dni w takim stanie przepływa przez miasto - poinformował Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola. - Wykonaliśmy w ostatnich latach sporo zabezpieczeń. Nie grozi nam wylanie wody poza wały - uspokoił.Jak mówił w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem prezydent Opola, z szacunków wynika, że jeszcze w środę Odra w Opolu może podnieść się o 15-20 centymetrów i osiągnąć niespełna siedem metrów. - W 2010 roku, kiedy wysoka woda przechodziła przez Opole, woda osiągnęła poziom ok. 8 metrów – przypomniał prezydent. Prezydent Arkadiusz Wiśniewski przypomniał, że w 1997 roku wartości były jeszcze wyższe, ale sytuacja była inna, bo wały były zbudowane zupełnie inaczej i miały miejsca, przez które woda przedostawała się swobodnie. - Nawet podwyższony stan, który będzie (w środę, 18 września – red.) wieczorem, nie stanowi bezpośredniego zagrożenia wyjścia wody poza wały – zapewnił.  - Jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego, a cały czas monitorujemy wały i patrzymy, czy coś nie przecieka, to Opole jest bezpieczne. Od dzisiejszego późnego wieczora stan wody powinien się systematycznie obniżać, ale powoli, nie radykalnie, bo fala jest wypłaszczona, za to jest na poziomie bezpiecznym dla miasta – mówił Arkadiusz Wiśniewski. Prezydent opowiedział też o sytuacji w regionie. - Lewin Brzeski znajduje się zaledwie 20-30 km od Opola. Wcześniej Głuchołazy, Nysa, Prudnik, Paczków. wiele innych, mniejszych miejscowości. To miejscowości, które zostały zalane kompletnie bądź w dużej części. Lewin w tej chwili stoi w wodzie, jej poziom to ponad metr wysokości. To tragedia dla tego 6-tysięcznego miasta. Niestety, tam zabezpieczenia przeciwpowodziowe nie zdały egzaminu, albo było ich po prostu za mało – ubolewał prezydent Opola.
  • Katarzyna Lubnauer, wiceminister edukacji

    21:35|
    530 szkół zawiesiło działalność w związku z sytuacją powodziową. - Najwięcej było w województwie dolnośląskim, według stanu na poniedziałek było tam ponad 329 takich przypadków, w województwie opolskim było 170 placówek. W województwach śląskim i lubuskim zamknięte były pojedyncze placówki - mówiła Katarzyna Lubneuer, wiceministra edukacji narodowej.Jak powiedziała Katarzyna Lubnauer, powody zamknięcia placówek edukacyjnych są różne. - Część z nich to kwestia zalania, zagrożenia, tego, że nie mogą funkcjonować. Część z tych placówek jest miejscami ewakuacji dla mieszkańców z terenów zalanych. W niektórych przypadkach to, nawet jeżeli placówka mogłaby funkcjonować, byłoby ryzyko związane z dowozem dzieci - powiedziała. - Ponieważ powody są różne, w różnym czasie będą rozwiązywane. Jeżeli minie zagrożenie, minie fala powodziowa, te szkoły, w których są punkty ewakuacji, będą mogły wrócić do swojej funkcjonalności bardzo szybko. Te, które są zalane w stopniu niedużym, kwestia oczyszczenia piwnic, by mogły znowu służyć dzieciom. W przypadku placówek, które rzeczywiście zostały w jakiś sposób zniszczone, a też takie są, choć wszystko wskazuje, że jest ich na szczęście nie tak dużo, będzie potrzebna pomoc. W budżecie, w rezerwie subwencji oświatowej mamy środki, żeby samorządom pomóc w takiej sytuacji.- Szacowanie strat to kwestia najbliższych dni. W tej chwili najważniejsze jest bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo mieszkańców, bezpieczeństwo dzieci, a nie szacowanie strat – tak wiceministra odpowiedziała na pytanie o wysokość strat. - Kiedy cofnie się woda, kiedy nie będzie zagrożenia, będzie czas na to, by odpytywać samorządy o straty i w ilu placówkach opóźnienie będzie większe. Dyrektor placówki – przypomniała wiceministra – zawsze może uruchomić edukację zdalną, ale nie wszędzie nawet to jest możliwe. Tam, gdzie nie ma zasięgu internetu, gdzie jest problem z prądem, nikt nie będzie uruchamiał edukacji zdalnej – powiedziała Katarzyna Lubnauer. - Myślę, że do końca tygodnia będziemy mieli większą pewność, w ilu szkołach przerwanie edukacji będzie dłuższe – zapowiedziała Katarzyna Lubnauer. 
  • Dr Bartłomiej Machnik, politolog z UKSW

    17:36|
    Jak politycy komunikacyjnie radzą sobie z sytuacją powodziową w południowej Polsce? - Nie widać "polityków na wałach", politycy nie decydują się na to, żeby wyjść do ludzi, którzy stracili dobytek życia - powiedział w rozmowie z Michałem Kolanką dr Bartłomiej Machnik, politolog z UKSW.W związku z sytuacją powodziową na południu Polski rząd ma wprowadzić stan klęski żywiołowej. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej podał w poniedziałek rano, że stan alarmowy jest na 92 stacjach hydrologicznych, a stan ostrzegawczy – na 34. Dla zlewni górnej i środkowej Odry, górnej Warty i zachodniej części zlewni górnej Wisły obowiązują ostrzeżenia hydrologiczne trzeciego stopnia, co oznacza, że przewiduje się wystąpienie groźnych zjawisk meteorologicznych powodujących na znacznym obszarze bardzo duże szkody lub szkody o rozmiarach katastrof oraz zagrożenie życia.Dr Bartłomiej Machnik, politolog z UKSW, został zapytany przez Michała Kolankę o ocenę tego, jak rząd Donalda Tuska komunikacyjnie radzi sobie z sytuacją. - Jeżeli chodzi o komunikację rządu, to jest ona poprawna, w moim przekonaniu, i powinna w ten sposób wyglądać - odparł.- Oczywiście mieliśmy pewien epizod czy incydent, jeżeli chodzi o komunikację premiera – zaznaczył Machnik dodając, że ma na myśli wystąpienie Tuska po odprawie we Wrocławiu. W piątek premier powiedział, że opady są intensywne. - Ale chciałbym od razu powiedzieć na początek: (...) prognozy nie są przesadnie alarmujące – dodał. Machnik zaznaczył, iż Tusk uspokajał, że "takiej trudnej sytuacji nie będzie". - Widzimy, że jest wręcz odwrotnie, więc to był taki jedyny element, do którego można byłoby w jakiś sposób się przyczepić - wskazał.- Natomiast co do innej komunikacji, to widzimy dużą aktywność ministrów i wiceministrów, ministerstw strategicznych - mówił, wspominając w tym kontekście o MSWiA, Ministerstwie Infrastruktury i resorcie klimatu. - Widać ewidentnie, że tutaj ta aktywność w terenie jest bardzo duża. Uczestnictwo w sztabach jest zaznaczane i komunikowanie po sztabach - na tyle, na ile możliwe - występuje - kontynuował.Rozmówca Michała Kolanki zaznaczył, że jak dotąd nie widać "polityków na wałach". - Politycy nie decydują się na to, żeby wejść na wały, żeby wyjść do bardzo często również ludzi, którzy stracili dobytek życia. Wiemy, że wtedy emocje są niesamowite i politycy są w stanie później powiedzieć o jedno zdanie za dużo - podkreślił dodając, że "mamy tego bardzo dużo przykładów".W sobotę pod hasłem "stop patowładzy" Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało protest przed Ministerstwem Sprawiedliwości w Warszawie. Przemawiał prezes PiS Jarosław Kaczyński, który atakował m.in. Koalicję Obywatelską i rząd. W tym samym czasie w południowej Polsce strażacy zabezpieczali miejscowości przed nadchodzącą wodą. Czy to był dobry moment na organizowanie politycznych demonstracji?- Gdyby mnie zapytano, czy wiec organizować, czy nie, oczywiście powiedziałbym, że nie - odparł Bartłomiej Machnik. - Obojętnie, w jaki sposób ten wiec przebiegał, obojętnie kto na nim był, jakie były tematy, to w tych dniach nie ma ważniejszych tematów niż sytuacja pogodowa, powódź i stan poszczególnych miast - przekonywał. - W moim przekonaniu był to błąd, ponieważ Prawo i Sprawiedliwość wystawiło się na arenę, gdzie można w nie "strzelać wizerunkowo", w cudzysłowie oczywiście, argumentami pokazującymi, że z jednej strony mamy rząd, który w terenie dba o to, żeby ten kryzys był jak najbardziej opanowany, a z drugiej strony mamy opozycję, która porusza inne tematy i nie decyduje się na tom żeby jakkolwiek zaangażować się w tę sytuację - zaznaczył politolog.
  • Paweł Śliz, szef klubu parlamentarnego Polski 2050

    19:56|
    Zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości jest na dramatycznie niskim poziomie - powiedział w programie "Rzecz o Polityce" szef klubu parlamentarnego Polski 2050, Paweł Śliz.Szef Klubu Parlamentarnego Polski 2050, prawnik Paweł Śliz, uważa, że w wyniku chaosu wprowadzonego podczas ośmioletnich rządów Prawa i Sprawiedliwości zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości jest na „dramatycznie niskim poziomie”. Ocenił, że odbudowa tego zaufania potrwa w Polsce nie miesiące czy lata, ale dekady.Śliz, szef sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka zapewnił, że wszystkie zmiany, jakie będzie przeprowadzał Sejm w kwestii wymiaru sprawiedliwości, włączając w to reformy Trybunału Konstytucyjnego czy KRS, będą się odbywały wyłącznie zgodnie z literą prawa. Polityka Polski 2050 poproszono o wyjaśnienie, jak odbiera słowa premiera, który niedawno stwierdził, iż w związku z całym konglomeratem spraw wokół wymiaru sprawiedliwości ustrój w Polska można obecnie nazwać „demokracją walczącą”Paweł Śliz stwierdził, że bez względu, po której stronie barykady się stanie, zauważy się, że zarówno w przypadku TK, jak i KRS, są problemy z ich funkcjonowaniem. Tymczasem, jak mówił poseł, rządzący robią wiele, by zreformować te instytucje, ale na przeszkodzie staje im „tama” w postaci prezydenta Andrzeja Dudy. - Prezydent miał być strażnikiem Konstytucji. Tymczasem, pokazując, na co pozwala Trybunałowi Konstytucyjnemu, tym strażnikiem nie jest – mówił Śliz. - Tymczasem zmiany muszą nastąpić.Paweł Śliz liczy na to, że Szymon Hołownia okaże się najlepszym kandydatem na prezydenta całej Koalicji 15 października, a nawet byłby „najlepszym kandydatem wszystkich, łącznie z Prawem i Sprawiedliwością”.- Proszę zauważyć, jak świetnie Szymon Hołownia wpisuje się w standardy, jakie Jarosław Kaczyński wyznaczył dla kandydata PiS – mówił Śliz. - Okazały, zna języki, ma rodzinę, jest młody, ma prezencję - wprost idealny kandydat w standardach prezesa.
  • Marcin Duma, szef IBRiS

    26:28|
    Podejmowane działania są po prostu dostępne w ramach możliwości obecnej ekipy. Innych rzeczy zrobić się nie da, w związku z tym robimy te, które są w naszym zasięgu - tak reakcję premiera Donalda Tuska na kryzys wywołany przez złożenie przez niego kontrasygnaty i wycofanie jej skomentował Marcin Duma, szef pracowni badawczej IBRiS.Sędzia Krzysztof Wesołowski został wyznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej, wyłaniającego kandydatów na prezesa tej izby. Wesołowski do Sądu Najwyższego został wyłoniony w procedurze zmienionej w czasach rządów PiS. Postanowienie kontrasygnował premier Tusk, który w pod koniec sierpnia przyznał, że był to błąd. Na początku września premier ogłosił, że uchyla swoją kontrasygnatę. Ten krok z kolei wywołał dyskusję, czy złożoną już kontrasygnatę można wycofać. Rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Aleksander Stępkowski wyjaśniał, że wskazanie do pełnienia funkcji przewodniczącego Zgromadzenia Sędziów Izby Cywilnej SN „następuje na mocy postanowienia Prezydenta RP, nie zaś na mocy decyzji premiera”. Jak dodał, "postanowienie wywarło już skutki prawne i sędzia Krzysztof Wesołowski będzie działał na jego podstawie". Pytany o prekampanię prezydencką, gość Michała Kolanki przypomniał, że PiS jest niecały rok po utracie władzy. - To jest moment, w którym można sobie pozwolić na odbudowywanie poparcia. Moment na konsolidację, na to, żeby próbować zwierać szeregi. Jednocześnie cały ten wysiłek, który koalicja wkłada w rozliczenie, nie jest obojętny dla notowań Prawa i Sprawiedliwości i na opinie elektoratu.  - Z jednej strony za silni, żeby upaść, z drugiej strony za słabi, żeby zbudować jakąś sensowną kontrofertę - tak Marcin Duma określił obecną sytuację Prawa i Sprawiedliwości. - Afery, które są nagłaśniane, przypominanie ich, nie służy Prawu i Sprawiedliwości. To przez jakiś czas będzie uniemożliwiało wzrosty temu ugrupowaniu. W odpowiedzi na pytanie, czy decyzja Państwowej Komisji Wyborczej i wynikające z niej konsekwencje – np. konsolidacja elektoratu - wzmocniły, czy osłabiły PiS, Marcin Duma odrzekł, że poczekałby z formułowaniem ocen. - Widzę nie tylko sukces w postaci mobilizacji ludzi, ale też potencjalną porażkę, bo może okazać się, że ci ludzie nie są skłonni wpłacać pieniędzy na partię, która ich o to prosi – powiedział Marcin Duma. Pytany, czy można „sprawdzić” kandydata na prezydenta w badaniach, szef IBRiS odpowiedział, że „to się da zrobić” nawet w przypadku mało znanych kandydatów. - Nie jest nawet problemem uwzględnienie w badaniach osoby, o której nikt jeszcze nie słyszał. Nie mówię o pośle (Zbigniewie) Boguckim, prezesie (IPN Karolu) Nawrockim czy Tobiaszu Bocheńskim, tylko o osobie kompletnie nieznanej, która nie pojawiła się jeszcze na scenie publicznej. Z jednej strony sprawdzamy, jaki jest obraz idealny, z drugiej mamy możliwość podczas badań jakościowych zaprezentowania fragmentów nagrań wybranej osoby, nawet w zainscenizowanych sytuacjach, jak choćby udział w konferencji prasowej. Jesteśmy w stanie zderzyć wyobrażenia respondentów o prezydenturze z samym człowiekiem. Mamy możliwość ocenić, jakie robi pierwsze wrażenie, na ile akceptowalny jest jego głos, czy jego tembr jest uspokajający, czy irytujący, jakie emocje niesie ze sobą konkretny człowiek. Jesteśmy w stanie sprawdzić jego historię, sprawdzić jego słabe strony. 
  • Dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych

    23:11|
     - To były konsultacje na takim poziomie dokładności, możliwości formułowania sądów, uwag do przedstawionych przez rząd propozycji, w jakich nikt dotąd nie uczestniczył - tak o spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem i ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem mówił dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. - Powodem spotkania była krytyka premiera ze strony środowisk mocno zaangażowanych w przywracanie niezależności instytucjom wymiaru sprawiedliwości – relacjonował dr Jacek Kucharczyk.  Jak dodał, „to było spotkanie, z którego większość uczestników wyszła w bardzo dobrych nastrojach, chociaż przychodziła na nie w niezbyt dobrych”. - Katalizatorem tego spotkania był list środowisk prawniczych i obywatelskich w sprawie kontrasygnaty premiera dla neosędziego (Krzysztofa) Wesołowskiego – mówił dr Kucharczyk. Przypomniał, że ta sprawa wzburzyła środowiska, "które przez lata walczyły o praworządność w Polsce i o to, żeby nie uznawać nominacji, dokonanych przez tzw. neo-KRS", którą powszechnie uważa się - zgodnie z wyrokami sądów europejskich – za niekonstytucyjną.   - Dyskusja toczyła się wokół przedstawionych przez ministra (Adama) Bodnara planów naprawiania wymiaru sprawiedliwości, w szczególności dotyczących przyszłości Krajowej Rady Sądownictwa – mówił gość Joanny Ćwiek-Śwideckiej.   To, co ujęło osoby na spotkaniu, to fakt, że trwało ono pięć godzin i każdy mógł się bez ograniczeń wypowiadać. Czasami były to wypowiedzi krytyczne także wobec tych nowych koncepcji. Premier i minister Bodnar byli z nami, słuchali i odpowiadali na pytania. To były konsultacje na takim poziomie dokładności, możliwości formułowania sądów, uwag do przedstawionych przez rząd, w jakich nikt dotąd nie uczestniczył.  Nawet jeśli wiele osób wyszło, mając wątpliwości co do dalszych działań, to wyszliśmy z przekonaniem, że dialog jest zainicjowany i będzie się toczył dalej, że minister Bodnar wie co robi a rząd nie odpuszcza kwestii wymiaru sprawiedliwości i staje na pryncypialnym stanowisku, że te wszystkie nadużycia, z którymi mieliśmy do czynienia przez ostatnie osiem lat, muszą być naprawione.  Jak zaznaczył szef Instytutu Spraw Publicznych, propozycje, przedstawione przez ministra sprawiedliwości miały „pogodzić dwa sprzeczne postulaty”, z jednej strony przedstawiane przez środowiska, walczące o praworządność, by „rozliczyć neo-KRS i osoby, które uczestniczyły w zamachu na praworządność”, z drugiej strony pragmatyczna zasada, że proces rozliczeń i zmian nie powinien doprowadzić do pogorszenia trudnej sytuacji w wymiarze sprawiedliwości. - Warto przypomnieć, że przewlekłe procedury sądowe i sposób działania sądów były jednym z powodów, dla których część opinii publicznej uznała radykalne działania ministra Zbigniewa Ziobry „za jakoś tam uzasadnione”. - Kiedy PiS przychodził do władzy, zadowolenie z funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości było dosyć niskie i to umożliwiło ten frontalny atak na niezależność sądownictwa – powiedział dr Kucharczyk. - Zmiany, które (Zbigniew) Ziobro wprowadzał nic nie dały, a wręcz przeciwnie. Sądy działają dzisiaj jeszcze gorzej, niż działały w 2015 roku. Chodzi o to, żeby naprawiając wymiar sprawiedliwości, przywracając mu niezależność, jednocześnie wprowadzić takie zmiany, by przeciętny obywatel także odczuł poprawę - ocenił dr Kucharczyk.   Jak powiedział, obawą opinii publicznej może być to, że wyroki, które zapadły z udziałem neosędziów, mogą zostać unieważnione. - Minister Bodnar uważa, a wokół tego toczyła się głównie dyskusja, że większość z tych rzeczy da się pogodzić - powiedział prezes ISP.  
  • Prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog

    14:58|
    - Covid w tym momencie nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia publicznego - uważa wirusolog prof. Krzysztof Pyrć.Czy Covid-19 wrócił i jak bardzo jest obecnie groźny? Jacek Nizinkiewicz zapytał o to prof. Krzysztofa Pyrcia, wirusologa z Małopolskiego Centrum Biotechnologii.– Covid nigdy nie zniknął. Jesteśmy w fazie postpandemicznej, pojawił się nowy wariant i fala zakażeń pojawiła się wcześniej, niż tego oczekiwano - odpowiedział.- Fala pojawiła się już latem. Do Polski dotarło to z opóźnieniem, w USA od dłuższego czasu było widać, że liczba zakażeń wzrosła. Na szczęście wzrosła i się ustabilizowała. Obserwujemy wzrost liczby zakażeń na całym świecie, ale obraz kliniczny tych zakażeń nie zmienił się, nie chorujemy ciężej niż pół roku lub rok wcześniej. Mamy do czynienia z łagodniejszym wariantem, a dodatkowo cały świat jest immunizowany przez szczepienia lub przechorowanie – mówił prof. Pyrć.Zdaniem wirusologa obecnie nie ma zagrożenia dla zdrowia publicznego, ale należy pamiętać, że nie oznacza to zagrożenia dla każdego indywidualnie.- Covid w tym momencie nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia publicznego. Zaznaczam, że mówię o zdrowiu publicznym, bo część osób myli te dwie kwestie. To, że covid nie jest już zagrożeniem, to dotyczy zdrowia publicznego, czyli tego, że zamkniemy kraj i świat, wrócą obowiązkowe działania. Covid wyszedł z tej fazy, ale to nie oznacza, że on przestał istnieć i nie powoduje ciężkiej choroby - odpowiedział.- To nie oznacza, że nie powinniśmy o siebie dbać. To oznacza, że wszelkie historie sprzed czterech lat, że wrócą lockdowny to opowieści z mchu i paproci – przekonuje prof. Pyrć.Wirusolog był również pytany o możliwość powrotu do noszenia maseczek. - Mamy dwa rodzaje maseczek. Mamy maseczki materiałowe, które w głównym stopniu stanowią kontrolę źródła. Jeżeli ja jestem chory, to redukujemy ryzyko zakażenia kogoś innego. Traktowanie tego, jak obrona własna, to działanie nadmiarowe - skomentował.- Obecnie, by to miało sens, wszyscy musieliby je nosić i nie widzę, jak by to miało wyglądać. Czy to miałoby sens? Pewnie techniczny by miało, ale musimy pamiętać, że społecznie nie byłoby to akceptowane. To by zatrzymało falę zakażeń, ale by tego nie zatrzymało. Te zakażenia i tak by się pojawiały – mówił prof. Pyrć.- Druga sprawa to osoby z grupy ryzyka, które boją się o swoje zdrowie, boją się, że się zarażą. Gdy idziemy do przychodni, możemy rozważyć taką maseczkę. Nośmy maseczkę wyższej klasy, która nas chroni - dodał.
  • Ryszard Kalisz, członek PKW

    32:38|
    Jeśli PKW nie przyjmie tego sprawozdania za 2023 rok to PiS traci subwencję za całe cztery lata tej kadencji - mówił w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem członek PKW, Ryszard Kalisz.29 sierpnia PKW odrzuciła sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego PiS kwestionując przeznaczenie na kampanię kwoty 3,6 mln złotych. Decyzja oznacza, że PIS straci co najmniej 57,6 mln zł z dotacji i subwencji wypłacanej z budżetu państwa. - Uchwała PKW jest w sprawie odrzucenia sprawozdania pełnomocnika finansowego komitetu wyborczego PiS w wyborach do Sejmu i Senatu 15 października 2023 roku. Konsekwencją tego odrzucenia, zgodnie z Kodeksem wyborczym, jest po pierwsze ograniczenie dotacji – to zwrot za kampanię do parlamentu w 2023 roku – i ograniczenie subwencji. Subwencja to środki finansowe, które każda partia, która przekroczyła 3 proc. w wyborach do Sejmu, otrzymuje od państwa – wyjaśnił Kalisz. - PiS wprowadził na swoją zgubę nowe brzmienie artykułu 149 (Kodeksu wyborczego - red.), że wartość tych nielegalnie przyjętych środków, również równowartość nielegalnie przyjętych niepieniężnie różnych dotacji, ta wartość przepada na rzecz Skarbu Państwa. Czyli PiS jeszcze straci te 3,6 mln zł. Urząd Skarbowy, gdy to postanowienie się uprawomocni, wejdzie na konta pełnomocnika finansowego i będzie egzekwował te 3,6 mln – zapowiedział członek PKW.- Łącznie na dziś PiS straci ponad 54 mln zł. Natomiast my jesteśmy jeszcze przed przyjęciem – na innej już podstawie – finansowego sprawozdania rocznego partii. Jeśli w okresie 66 dni kampanii, od 8 sierpnia do 13 października, uznaliśmy nieprawidłowości na kwotę 3,6 mln zł to trudno przewidywać, że będziemy postępowali wbrew własnej decyzji i uznamy, że w całym roku 2023 wszystko było w porządku – dodał.- Jeśli PKW nie przyjmie tego sprawozdania za 2023 rok to PiS traci subwencję za całe cztery lata tej kadencji – podsumował.Kalisz mówił też, że za odrzuceniem sprawozdania PiS było pięć głosów, trzy były przeciwne, a jeden wstrzymujący. O nieprawidłowościach, których dopuścił się PiS Kalisz mówił, że Prawo i Sprawiedliwość „powinno mieć dużą wdzięczność do członków PKW, również tych wybranych przez członków koalicji demokratycznej”. - Było 69 pikników wojskowych. Ja znalazłem agitację na ośmiu. A w końcu przyjęliśmy tylko dwa, ponieważ inni członkowie PKW mnie przegłosowali, bo stwierdzili, że na pozostałych sześciu to nie było takie wyraźne – mówił. - Podobnie nie zostały zaliczone wszystkie pikniki dotyczące (promowania) 800plus. Tam się pojawiali posłowie, oni się promowali, ale po to, aby się zaliczyć do nieuprawnionych przysporzeń musi być agitacja – wyjaśnił. Czy PiS po tej decyzji stanie się bankrutem?- Ja nie mam wiedzy, ile pieniędzy ma PiS. Ile ma na kontach, ile ma w innych miejscach – a powinna mieć tylko na kontach. To było poza przedmiotem rozstrzygania PKW – odparł.Kalisza pytano też o procedurę odwołania od decyzji PKW, która przewiduje, iż sprawą zajmie się Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, której legitymacja do wydawania orzeczeń jest kwestionowana, ponieważ Izba jest obsadzona wyłącznie przez neosędziów. - W grudniu ostatni raz Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał, że taka Izba nie istnieje, że jest bytem nieistniejącym, w związku z tym siłą rzeczy inne organy władzy publicznej w Polsce, która jest członkiem UE, nie powinny brać pod uwagę orzeczeń bytu, którego nie ma – zauważył. Kalisz przypomniał, że o tym, iż odwołanie rozpatruje ta izba, również zdecydował PiS zmieniając prawo wyborcze. - Na swoją zgubę - ocenił.